Z punktu widzenia Laury
Nawet nie wiem, która była godzina. Ba!- jaki był dzień, gdzie się znajdowałam, a nawet jak miałam na imię również nie wiedziałam. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że ktoś postanowił mnie brutalnie wyciągnąć z krainy Morfeusza. Czytaj- jakiś człek na mnie usiadł. Albo może się położył, przygniótł- szczerze, nie obchodzi mnie to. Ważne, że mnie obudził, a jako średnio kontaktująca po przebudzeniu osoba, postanowiłam tego kogoś zabić. Podniosłam się gwałtownie i zacisnęłam ręce w okół szyi Rossa.
-Ała!- ale... On nie miał takiego głosu... Może wszystko by mi się wyjaśniło, gdybym wcześniej ogarnęła, że blond czupryna należy do jego starszego brata. + dodam tylko, że jak się również okazało, dłonie miałam zaciśnięte w okół jego ręki...
-Tak coś mi się zdawało, że ta szyja to jakaś taka... mała- wychrypiałam. W sumie nie wiem dlaczego to powiedziałam na głos, ale ze świeżo obudzonymi się nie dyskutuje.
-Co?- odpowiedział mi pytaniem jeszcze bardziej zdezorientowany Riker.
-No, bo... A co ja powiedziałam?- w tamtej chwili ledwo kontaktowałam, więc proszę się nie czepiać!
-Nieważne- machną ręką. Wyglądał wtedy identycznie (ale IDENTYCZNIE) jak swój młodszy brat. Tak samo mnie wkurwiał. Ah, oni to potrafią niczym człowieka rozeźlić!
I wtedy.. W tej najmniej oczekiwanej chwili, (w której w ogóle nie wiem jak do odpowiedniej półkuli mojego mózgu doszła ta informacja) w chwili, w której zupełnie o tym nie myślałam, powiedziałam coś, co jak się okazało w następnych sekundach było pożyteczne i mądre.
-Ej, skoro jesteśmy sami, to pogadajmy- ... Dobra! Może niekoniecznie było to mądre, bo tak naprawdę chciałam oznajmić coś innego. To znaczy to samo, ale inaczej. Ale Rikerowi to chyba nie przeszkodziło, bo zaczaił o co chodzi.
-To wyjdźmy z namiotu- rzekł, wskazując na wyjście z materiałowego schronu.
Zarzuciłam na plecy bluzę, założyłam moje super seksi buty emu i wyczołgałam na świeże powietrze. Za mną wypełzną starszy.
-Co chciałaś?- spytał już bardziej przytomny. Ja też już się rozbudziłam.
-Wiesz... Usiądźmy- wskazałam na przewalony pień drzewa, pięć metrów, od miejsca, w którym obecnie staliśmy. Wykonaliśmy czynność i postanowiłam rozpocząć mój monolog od głośnego westchnienia.- Nie będę owijać w bawełnę. To, że jestem jeszcze zmęczona nawet wychodzi mi na dobre, bo mam obecnie wysrane na to jak się czuję, a tak to czułabym się niekomfortowo, ale... tu chodzi o moją siostrę... Powiedziała mi co się stało wczoraj, kiedy rzekomo poszliście po Rocky'ego i Ella... Riker ja naprawdę chcę ci pomóc, bo wiem, że ty ją kochasz, ale zrozum, że pocałunkiem wszystko psujesz... Van się wczoraj na ciebie wściekła. Już wie, że ją kochasz. Powiedziałyśmy jej to razem z Rydel- tu chciał mi przerwać, ale zdążył jedynie rozszerzyć oczy, bo zakryłam mu twarz ręką. Całą twarz, należy dodać.- W każdym razie chciała już wyjeżdżać. Wtedy ją zatrzymałam, powiedziałam jej, że i tak będzie musiała z tobą porozmawiać. A tutaj przyjechaliśmy w końcu po to żeby rozwiązać nasze problemy. Jednak ona nie zrobi pierwszego kroku, bo czuje się zdezorientowana i pogubiona w całej sytuacji. I tylko ty jeden możesz jej to wyjaśnić. I liczę na to, że to zrobisz, bo jeśli jeszcze raz będzie chciała wrócić do domu, to jej nie powstrzymam. Teraz twoja kolej żeby zrobić krok. Nie zmarnuj tego Rik... A teraz- to powiedziawszy, wstałam i teatralnie się przeciągnęłam.- Jeśli pozwolisz to pójdę spać, bo jestem zmęczona...
Zostawiłam go z jego myślami na tej kłodzie, pieńku czy ki pieron to był i udałam się z powrotem pod mój ciepluchny śpiwór.
Z punktu widzenia Rikera
Vanessa... wie... Już wie, już nie ma odwrotu, muszę z nią pogadać. Zwyczajnie muszę... Tylko jak?
Z punktu widzenia Vanessy
Zapewne spałabym dłużej, gdyby nie ten wspaniały zapach. Ale byłam głodna! Momentalnie otworzyłam oczy i wydrapałam się namiotu, by zobaczyć skąd ów zapach pochodzi. Okazało się, że to śniadanie, które przyrządzał na Riker. W tej samej chwili skapnęłam się, że jestem z nim sam na sam, bo reszta jeszcze spała. Moją pierwszą reakcją miała być ucieczka, jednak gdy blondyn mnie zobaczył, postanowiłam nie okazywać żadnych oznak słabości ani strachu.
-Dzień dobry- powiedziałam i podeszłam bliżej niego.
-Amm... Hej- odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Miałam ochotę się uśmiechnąć, poryczeć i zacząć na niego wrzeszczeć w tej samej chwili. Coś mi jednak na to nie pozwalało.
-Co tam masz?- kiwnęłam głową w stronę jedzenia, które przyrządzał.
-Znalazłem jakieś porzucone gniazdo pełne jajek i postanowiłem...
-... zabić biedne, niczego niespodziewające się stworzenia?- dokończyłam za niego.
-Teraz jak to mówisz, to mi trochę głupio, ale... Tak- odparł nieco zmieszany. Nastała minuta ciszy. On zajął się śniadaniem, a ja rozglądałam się w około, udając, że widzę coś interesującego- Słuchaj, Vanessa...- chciał rozpocząć zapewne rozmowę, która miała nas ze sobą pogodzić lub zniweczyć wszystkie szanse na zostanie choćby kolegami, ale tego się nigdy nie dowiemy, bo moja super fajna siostra postanowiła se nagle pojawić się wśród nas wraz z Rydel. Oczywiście obydwie się zorientowały, iż popełniły błąd, wychodząc na powietrze, bo wiedziały, że ja i Riker mamy pewne sprawy do załatwienia, ale tak jak ja, wiedziały również, że wchodząc z powrotem do namiotu niczego nie naprawią.
-Yyy.. Siemka- Rydel uśmiechnęła się do nas nie śmiało.- Co robicie?
-Riker postanowił zmarnować ostatnią szansę biednych ptaszków, które jeszcze się nie wykluły i zrobił z nich śniadanie, a ja się nawet trochę nudzę- odpowiedziałam z pogodnym uśmiechem. Zapewne Laura chciała zrobić to cicho, ale i tak usłyszałam to jej "wow" mające na celu zastąpić wyrażenie "matko, to ona aż tak się na niego wściekła?".
-Super...- odpowiedziała Delly z udawanym entuzjazmem.- To my z Laurą właśnie miałyśmy zacząć robić jakieś jedzenie, ale skoro wy już się tym zajęliście, to my może pójdziemy sobie na spacer... gdzieś bardzo daleko...
-...gdzie nie będziemy widzieć co robicie, ani was słyszeć- wtrąciła jej młoda.
-Tak, właśnie. To... To chodźmy Laura na ten daleki spacer bardzo daleko.
I poszły. Dobrze, że to zrobiły, bo tutaj tylko traciły swoją godność. Po minie Rikera mogłam wnioskować, że myśli o nich to samo. Nastała minuta ciszy (znowu), a potem blondyn jeszcze raz spróbował rozpocząć ten trudny temat.
-Aaa.. No.. Zanim dziewczyny wstały, zaczynaliśmy rozmowę o... Tak i chciałem ją dokończyć...- oj, biedny... nawet się wysłowić nie mógł: jaka szkoda...
-Więc?- spytałam hardo, nie odrywając moich oczu od jego.- Proszę, mów dalej.
-Bo wiesz... To wczoraj... Ta cała sytuacja, no.. no wiesz...
-Ta sytuacja, co mnie pocałowałeś?- spytałam, wciąż nie opuszczając wzroku.
-Tak, ta... I ona... i ja...
-Kochasz mnie?- miała doprawdy ogromną trudność z wypowiedzeniem tego pytania. Ta wielka gula w gardle mi nie pozwalała.
-Ja... Wiesz, Van...
-Kochasz czy nie?- powtórzyłam z nie mniejszą trudnością.
-Bo ten...
-Riker, ta rozmowa nawet nie ma sensu. Chociaż wiem co mi chcesz powiedzieć nie zrobię tego za ciebie. Przepraszam, ale jakoś nie mam ochoty tego dalej ciągnąć- to wydusiwszy, wstałam i ruszyłam w głąb lasu, w tę samą stronę co dziewczyny, wiedząc, że natknę się na nie za jednym z bliższych drzew. Tak też się stało. I dobrze, bo szybko potrzebowałam jakiegoś ramienia do wypłakania się.
~*~
Z punktu widzenia Laury
Kolejne dni mijały dosyć szybko. Sytuacja się nie zmieniała jeśli chodzi o Rikera i Vanessę. Obydwoje byli załamani takim stanem rzeczy, ale nie potrafili ze sobą normalnie porozmawiać. Za to moje relacje z Rossem nieco się poprawiły. Byliśmy na dobrej drodze do przyjaźni. Oczywiście do czasu...
Siedziałam sobie wtedy przed ogniskiem i smażyłam pianki, rozmawiając przy okazji z Ratliffem (już nie pamiętam na jakie tematy). W każdym razie Ross był zajęty dorzucaniem drewna do ognia i łaził tam, i z powrotem. W pewnej chwili zorientowałam się, że ognisko przygasa.
-Ej, Ross, bo przestaje się palić- zwróciłam się do blondyna, wskazując na jarzące się pozostałości patyków i innych takich.
-Nie ma już czego dorzucić- odrzekł. Wiedziałam, że jest gdzieś bardzo blisko, ale nie mogłam go zobaczyć przez tą ciemność (w dodatku bez okularów ani soczewek).- Oo, czekaj. Jest jeszcze jedna mała kłoda- powiedział i usłyszałam go jeszcze bliżej, a potem poczułam jak coś mnie podnosi za nogę (chorą nogę) i moja szyna wraz z kończyną znalazła się w ognisku. Rozdarłam się na całe gardło, nie mogąc wyciągnąć jej z pomiędzy zwęglonych kawałków drzewa. Jak się okazało zaczęła się nagle jarać co sparzyło mi ją jeszcze bardziej i jeszcze boleśniej. Piszczałam, krzyczałam, ryczałam z bólu i bezradności, a on co? Stał, trzymał się za głowę i kompletnie nie kwapił się by podejść i my pomóc. Dopiero Ratliff zaczął wyciągać moją kończynę z ogniska, również się przy tym parząc. Naturalnie ta sytuacja trwała ogółem góra piętnaście sekund, ale mi się to ciągnęło latami. Usłyszałam, że Riker wraz z Rockym przybiegli i z paniką w głosie zaczęli się dopytywać co się stało. Następnie dołączyły też dziewczyny.
Dobrze, że Rik wziął ze sobą tę cegłę na wszelki wypadek, bo inaczej nie mięlibyśmy jak poinformować szpitala, że powinni po mnie przyjechać. Tak przynajmniej myślałam...
-Ee.. Słuchajcie...- w głosie najstarszego słychać było strach.- Tu nie ma zasięgu- dokończył zdanie, którego się tak bałam!
Ja naprawdę nie wiem, które z nich na to wpadło, ale było zwyczajnie myślącą osobą.
-W takim razie szybko do auta z nią!
Potem byłam podnoszona i wsadzana do auta, chyba nawet przykrywana, ale nie jestem pewna, bo zbyt byłam zajęta piszczeniem z bólu, płakaniem, no i wyzywaniem Rossa oczywiście.
-Ee.. Słuchajcie...- w głosie najstarszego słychać było strach.- Tu nie ma zasięgu- dokończył zdanie, którego się tak bałam!
Ja naprawdę nie wiem, które z nich na to wpadło, ale było zwyczajnie myślącą osobą.
-W takim razie szybko do auta z nią!
Potem byłam podnoszona i wsadzana do auta, chyba nawet przykrywana, ale nie jestem pewna, bo zbyt byłam zajęta piszczeniem z bólu, płakaniem, no i wyzywaniem Rossa oczywiście.
~*~
Dwudziesty pierwszy rozdział za nami. Camping zepsuty, przez niefortunny wypadek, relacje Rikera i Vanessy w okropnym stanie, relacje Laury i Rossa zresztą też (będą)- zapewne się tego już domyśliliście. Ale! Ale... W przyszłym, bądź przyszłym przyszłym rozdziale coś się stanie. Coś dużego. Coś... Nie.. tego już nie mogę mówić. W każdym razie czekajcie i zostawiajcie jak najwięcej komentarzy. KOMENTARZE: czy o zbyt wiele proszę??
Rozdział zajebisty!
OdpowiedzUsuńJa chcę Rikesse!!
Wpadniesz? :
zyciejestkaruzela.blogspot.com
Ps. Wyłączasz weryfikację?
Super rozdział! Czekam na nexta! Już sobie wyobrażam jak Lau wyzywa Rossa :D
OdpowiedzUsuń