środa, 19 lutego 2014

2."Sleepover? Hmm ... It promises to be a fun night."


Z punktu widzenia Vanessy

  Kiedy się obudziłam następnego dnia, postanowiłam zejść na dół żeby zrobić jajecznicę, którą uwielbia Laura. Słyszałam jak wróciła w nocy. Nie wiem czy to była prawda, ale wydawało mi się, że słyszałam jak płacze. Jeśli to nie była.. żadna fatamorgana ani nic, to czemu łzy leciały z tych jej brązowych patrzedeł? Może mi powie. Dam jednak głowę, że to coś związanego z tym jebniętym blondaskiem. Jeśli ją skrzywdził, to mu dupę z nóg powyrywam (tak.. ja nie wyrywam nóg z dupy). 
  Sięgnęłam po patelnię, jajka, szynkę, ser, przyprawy i masło. Nim się obejrzałam powstała jajecznica wedle mojego przepisu. Rozdzieliłam ją na dwa talerze i położyłam na stole. W tym samym czasie do kuchni weszła Laura.
  -Cześć Marano- przywitałam ją z lekką nutą współczucia. Już sam jej wygląd robił co najmniej złe wrażenie. Miała na sobie dres taty, który zakładała, gdy nie czuła się najlepiej (Ubierała akurat go, ponieważ był taki ogromny, a ona się w nim topiła. Powiedziała mi raz, że czuje się w nim mała i niewidoczna, jakby zniknęła i stała się niewidzialna, co w chwilach smutku jest jej potrzebne. Dziwny tok rozumowania, ale.. spoko). Jej włosy były w krytycznym stanie. Wyglądały jakby próbowała je wcześniej wyrwać. A jej twarz... Czerwona, mokra, spuchnięta. Mam jeszcze dużo przymiotników, ale nie będę rozwlekać. 
  -Cześć- mruknęła i usiadła przy stole.- Mamy jakąś colę?- spytała, a ja poszłam po dwie puszki picia. Postawiłam jedną przed twarzą mojej siostry. Brunetka chwyciła napój i łapczywie zaczęła go spożywać.- Ah! Tego mi było trzeba!- westchnęła wypiwszy całe picie.- No, widzę, że przyrządziłaś jajecznicę.
  -Laura...?- zmiana nastroju młodszej, zdziwiła mnie nieco.
  -Hmm?- spytała między przełykaniem śniadania.
  -Jesteś smutna?- taa... To było głupie pytanie.
  -A wyglądam? 
  -Tak. Sądząc po twarzy, fryzurze i dresach taty...
  -Ah, nie. Wczoraj se pokręciłam włosy, a jak wróciłam nie chciało mi się ich myć ani nawet rozczesywać, z szafy wzięłam byle jaką piżamę- stąd te dres, a co do twarzy, to nie zmywałam makijażu i dziś się obudziłam z podpuchniętymi oczami, a jak poszłam do łazienki żeby je przemyć, to okazało się, ze chlusnęłam se gorącą wodą w twarz- wyjaśniła.
  O matko... To po co ja robiłam tą jajecznicę? 
  -Martwiłam się, że coś nie tak- powiedziałam.- A jak było wczoraj?
  -Straszny dzień- westchnęła Laura.
  -Opowiadaj Marano- zachęciłam ją.
  -Blond-debil najpierw naśmiewał się z moich butów, potem- ja nie wiem jak on to zrobił- ale jakimś cudem przytulił mnie do zdjęcia, rozpiął mi się stanik i Raini cały czas przy mnie latała, żeby to zasłaniać, bo jak wiesz byliśmy wśród wielu paparazzi. A na sam koniec udzielaliśmy razem wywiadu jakiejś lasce i ona spytała o coś tam na temat 'Teen Beach Movie' i na żarty mnie spytała czy tęskniłam za Rossem jak wyjechał tam gdzie wyjechał żeby go nakręcić. I wiesz co ten szczyl zrobił? Powiedział, że codziennie do niego pisałam i wypytywałam o różne rzeczy. Wyszło też, że jestem zazdrosna o Maię. Ja nie wiem jakim cudem jego matka go spłodziła, ale współczuję jej, bo pewnie otarła się wtedy o śmierć. Współczuję tej jego całej familii- powiedziała.
  -Czemu mnie tam nie było? Chciałabym zobaczyć to jak ci się rozpiął stanik- zaśmiałam się, a Laura spojrzała na mnie wzrokiem typu 'Zabiję ci matkę' lub coś.- A masz jakieś zdjęcia?- zmieniłam temat. 
  -Jasne- Marano podała mi swój telefon. Szczególną uwagę przykuło mi jedno mistrzowskie zdjęcie.
  -Nie żeby coś, ale on wygląda jakby cię gwałcił- powiedziałam ni to rozśmieszona, ni to przerażona.- Matko ten obrazek jest okropny- dodałam, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę.
  -Van!- nie jestem pewna, ale siostra się chyba na mnie obraziła.
  -No co? Weź się przyjrzyj- przystawiłam jej komórkę do oczu.
  -Zabieraj to- odtrąciła urządzenie.
  -Heheh! Uwielbiam się z tobą droczyć- podsumowałam.- A tak z innej beczki, to masz na dziś jakieś plany?
  -Nie- Laura uniosła dumnie głowę i wstała od stołu.
  -Czyli foch- mruknęłam pod nosem.- W takim razie możemy wymyślić coś ciekawego-zwróciłam się do siostry nieco głośniejszym tonem.
  -Możemy, możemy- zgodziła się.- Zaproszę Raini, masz coś przeciwko?- zapytała mnie.
  -Nie, rób co chcesz. Czyli mini babski wieczór?- chciałam się upewnić.
  -Chyba, że zaprosimy jeszcze Maię?
  Jak dla mnie nie było się nad czym zastanawiać. Ta australijska nastolatka była naprawdę fajną osobą. Żadna woda sodowa nie uderzyła jej do głowy, a jedyną wadą tej dziewczyny wydawała się by przyjaźń z blond-padalcem.
  -Dodaj ją do listy- powiedziałam.

Z punktu widzenia Laury

  Poszłam do góry, jednak zostałam zmuszona żeby wrócić do kuchni, ponieważ zostawiłam tam potrzebny na tą chwilę telefon. Zeszłam z powrotem, co wywołało dziwny wyraz na twarzy Vanessy. Nic nie mówiąc, z dumną miną sięgnęłam po komórkę i udałam się do pokoju. Szybko zaczęłam szperać w kontaktach, aż natrafiłam na 'Rainbow Dash <3'- tak miałam zapisaną moją kochaną Raini. Ale to i tak lepiej, bo w jej telefonie mój numer występuje pod nazwą 'Leroy Merlin <3'. Ah, te nasze przezwiska! Wybrałam numer do Raini i wystukałam do niej SMS-a.

*Plany? Nie? To super :D Przyjedź do mnie około 19-tej, mamy babski wieczór. Ah! I weź jakiegoś pidżama, bo zostajesz na noc. Pasuje ci? Super, cieszę się <3 !!!*
  
  Następnie pozostało mi przedzwonić do Mai. Trochę głupio mi było zapraszać ją przez SMS-a, bo w końcu nie znam jej jeszcze na tyle co Raini. Wybrałam jej numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

**
  -Halo?- usłyszałam w słuchawce.
  -Cześć Maia- przywitałam się.- Masz dziś jakieś plany?
  -A siedzenie samej w domu się liczy?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
  -Widzę, że nawet ci się nudzi- zaśmiałam się.- W takim razie zapraszam cię do siebie na babski wieczór. Weź jakąś piżamę i szczoteczkę do zębów- powiedziałam.
  -Ojej, miło mi. Będę na pewno. Tylko o której?
  -Ammm... Dziewiętnastej. Adres wyślę ci SMS-em- to powiedziawszy rozłączyłam się i wystukałam do niej wiadomość z miejscem mojego zamieszkania.
  Z lepszym niż rano humorem zeszłam na dół. 
  -Ruszaj dupsko i leć do sklepu- nakazałam Vanessie. Spojrzała na mnie znad książki, którą czytała.- Proszę...- dodałam niechętnie.
  -Prosi to się świnia- dogryzła mi Van.
  -Brawo! Czyli coś tam z biologii pamiętasz- pochwaliłam ją.- Zobaczmy czy poradzisz se jeszcze z WF-em. Do sklepu!- wskazałam na drzwi. 
  -Muszę się rozczarować Marano. Z WF-u zawsze byłam cienka- zachichotała złowieszczo starsza.
  -Van, ogarnij dupę i wypierdzielaj do sklepu. Chyba, że wolisz tu zostać i posprzątać.
  -Wolę zostać i posprzątać- przyznała dziewczyna.
  -Ale to ty masz prawko!- jęknęłam.
  -Ty byś też mogła. Masz już lekko ponad osiemnaście lat.
  -Van!
  -No dobra- siostra westchnęła i niechętnie wstała.- Ale jak wrócę i nie będzie tu tak czystko, że mogłabym zobaczyć swoje odbicie na podłodze, to będzie z tobą źle- powiedziała, stojąc przy drzwiach do garażu.
  -Nie wiem czy chciałabyś zobaczyć swoje odbicie- zachichotałam, a kiedy siostra skapnęła się o co mi chodziło, sięgnęła po poduszkę z parapetu i rzuciła w moją stronę. Na szczęście przykucnęłam o czasie.- Nie trafaaAAAA!- chciałam jej się zaśmiać prosto w twarz, jednak nie zauważyłam kolejnych dwóch poduszek, które walnęły we mnie z taką siłą, że aż się przewróciłam.
  -Do narazie- Vanessa uśmiechnęła się słodko i zniknęła za drzwiami.
  Pozostało mi posprzątać chałupę. Zajęło to około godziny. 
  -Hmm... Van naprawdę będzie się mogła przejrzeć w podłodze- uśmiechnęłam się sama do siebie. 
  Akurat siostra wróciła do domu. Rozłożyłyśmy przekąski, szklanki i picie, a resztę popołudnia spędziłyśmy w spokoju na czytaniu książek czy oglądaniu telewizji.
  W końcu nastała upragniona dziewiętnasta. Pierwszym przybyszem okazała się być Maia. Przywitałyśmy się z nią i poczekałyśmy jeszcze na Raini. I ta wreszcie przyszła. Miała jednak dla nas niekoniecznie miłą niespodziankę. Kiedy otworzyłam jej drzwi, zauważyłam przed sobą nie jedną, a dwie dziewczyny.
  -Ooo... Rydel- powiedziałam z udawaną radością, a Raini zrobiła przepraszający wyraz twarzy.
~*~
I jak? Hmm? Mam nadzieję, że nie wyszedł aż tak źle jak mi się wydaje. Bo wydaje mi się, że jest po prostu nudny -,- No ale nic. Czasami takie rozdziały są potrzebne, szczególnie, że dopiero zaczęłam. Błagam komentujcie!!!!!!!
 
  

poniedziałek, 17 lutego 2014

1."I hate you, you hate me. It's like routine. I'm used to."


  Z punktu widzenia Laury:

  -Marano wstawaj!- usłyszałam głos mojej siostry. Fakt, że zwracała się do mnie po nazwisku, które i ona również nosi, był nieco irytujący, ale przyzwyczaiłam się do tego. Wszyscy mi tak mówili. Hmm... Z niektórymi wyjątkami.- Marano!
  -Spadaj Van. Chcę spać- mruknęłam. 
  -Kurde, mamy dziś trochę do zrobienia- jęknęła siostra, siadając mi na nogach.
  -Zrobimy później... Mamy calutki dzień- powiedziałam, będąc już na pół w świecie realnym i pół w krainie cudownym snów.
  -Nie, nie mamy. Po południu idziesz na imprezę pożegnalną, pamiętasz?- przypomniała mi. O nieeee! To dziś?!
  -O nieeee! To dziś?!- powtórzyłam moje myśli na głos.
  -Amm... Tak? Dlatego ruszaj dupę, bo trzeba ogarnąć nasz uroczą chałupę, która w tej chwili nie wygląda lepiej od burdelu- skwitowała Vanessa.
  -Już, już- mruknęłam i leniwie otworzyłam powieki.
  Wstałam, ubrałam jakieś dresy, zaczesałam włosy w kucyka i stawiłam się na dole, gdzie czekała na mnie kochana siostrzyczka- czujecie tę ironię, hę?
  -Mogę poodkurzać- powiedziałam jej szybko. To była dla mnie jedna z najlżejszych prac domowych, natomiast wiedziałam, że Vanessa jej nie znosi.
  -Dobra- zgodziła się Van.- To ja mogę zrobić pranie- zaoferowała się.
  -Ugotuję obiad- dodałam.- I... Wymyję okna.
  -Czyli mi zostaje posprzątać po obiedzie i zmyć podłogi. W takim razie do roboty Marano- rzuciła, a ja przyłożyłam sobie sztywną dłoń do czoła.
  -Tak jest!- krzyknęłam niczym żołnierz. Wiedziałam, że wkurzę tym siostrę, bo Nessa należała do osób, które lubią się rządzić. Nie przepadała jednak za tym, gdy ktoś jej to wypominał.
  -Przestań- rzuciła zgodnie z moimi przepuszczeniami i udała się pozbierać wszystkie brudne ciuchy z naszych pokoi.
  Tak patrząc jak brunetka się oddala, uzmysłowiłam sobie, że bardzo dobrze dajemy sobie same radę. Kiedy rodzice nas tu zostawiali, mięli ku temu duże wątpliwości, ale teraz byliby pewnie z nas dumni. Co ja gadam?! Są z nas dumni. Tylko... Na drugim końcu kontynentu. Tam właśnie mięli pracę, a jako że ja i Vanessa uznałyśmy, iż naszym światem jest Los Angeles, wynegocjowałyśmy z nimi pozostanie tutaj. Jedyną wadą tego układu jest to, że co miesiąc składa nam wizytę ciocia Polly. Ta kobieta jest lekko mówiąc szurniętą osobą, dlatego niezbyt lubimy gdy nas odwiedza. Rodzice też przyjeżdżają, ale raz na ruski rok.
  Potrząsnęłam głową i zabrałam się wyciąganie odkurzacza z komórki pod schodami. Wyciągnięcie tej całej rury było dla mnie męczarnią, ale potem poszło już gładko. Mijałyśmy się z Vanessą co chwilę natychmiast wymieniałyśmy między sobą uwagi na temat poszczególnego sprzątania. Tak nam mniej więcej minął dzień do południa, kiedy to spożyłyśmy obiad, który Van kąśliwie skrytykowała. Ale wiedziałam, że tak naprawdę jej smakuje, gdyż kurczak curry był moją specjalnością i jej ulubionym daniem. 
  Parę minut po dwunastej nastały dla mnie ciężkie czasy. Albowiem musiałam zacząć się szykować na tą straszną imprezę. Odbywała po każdym sezonie, a to znaczy, że ta była trzecią z kolei. Ogólnie wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że będę musiała trzymać się przy mojej paczce. I tu znowu... Byłoby spoko, bo bardzo lubię Caluma, a Raini jest moją najlepszą przyjaciółką, gdyby nie ten laluś z wielkim ego i blond włoskach, na którego wszystkie leciały. Myśląc o nim, aż musiałam przewrócić oczami.
  -Co jest?- spytała Vanessa, widząc moje zachowanie.
  -Pomyślałam o tej gali. Matko jak ja tam nie chcę iść i oglądać tego jełopa- wytłumaczyłam.- Swoją drogą idę się szykować.
  Weszłam do pokoju, podeszłam do drugiej szafy, w której trzymałam tylko i wyłącznie nigdy nie używane kreacje, przysłane przez różnych stylistów, którym miałam reklamować. Wybrałam spomiędzy nich fioletową sukienkę ze srebrnymi zdobieniami u góry. Spojrzałam na buty. Ponieważ wczorajszego dnia jak to zdolna ja, wrąbałam się w drzwi, a mój najmniejszy palec u prawej nogi poniósł niemałą szkodę, sięgnęłam po zwykłe trampki. Wybrany komplet położyłam na łóżku. Został mi makijaż i fryzura. Udałam się w tym celu do łazienki. Wymyłam włosy, wysuszyłam je, zaczesując grzywkę na lewą stronę, a następnie pokręciłam na lokówce. Co do makijażu... Można by powiedzieć, że wyszedł jak zwykle, w takich okazjach.  Wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Van, gapiącą się w trampki, które chciałam założyć.
  -Serio?- pytała sarkastycznie.
  -Wiesz, że wczoraj miałam bliskie spotkanie z drzwiami?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- Nie mam mowy, żebym założyła szpile albo jakieś inne wysokie buty.
  Vanessa uśmiechnęła się pobłażliwie.
  -Może nie będzie aż tak strasznie wyglądać- zachichotała, a ja spojrzałam na nią spode łba.
~~~~
Z punktu widzenia Raini
Byłam już gotowa: suknia, buty, włosy, makijaż- wszystko w pełni wykonane. Sięgnęłam po telefon, aby wysłać po SMS-ie do przyjaciół. Do każdego wyglądał tak samo.
*Jestem już gotowa i zadzwonię żeby limo przyjechało już po mnie. Jak u cb?*
  Nie czekałam długo na odpowiedź ze strony Laury.
*Ubieram się. Mam nadzieję, że nie wybuchniesz śmiechem na widok moich butów (jak Van -,-)*-Laura.
*Właśnie zacząłem szukać ciuchów. Wiesz, musiałem ułożyć włosy :P*- Calum. Czytając drugie zdanie, wybuchnęłam śmiechem. Chłopak miał fioła na punkcie swojej czupryny, ze czego mięliśmy niezłą bekę.
  Na odpowiedź od Rossa musiałam czekać chwilę dłużej.
*Jeszcze jestem z Rockym na zakupach. Ale spoko, wyrobię się.*
  Na zakupach?! To se wybrał porę... Geniusz. 
  Zadzwoniłam po limuzynę, która zjawiła się pod moim domem dwadzieścia minut po wykonaniu połączenia. Jak się okazało pojechaliśmy pod dom Laury. Roześmiana dziewczyna wskoczyła szybko do auta i uściskałyśmy się.
  -To te buty?- spytałam spoglądając na trampki brunetki.- Nie wyglądają tak źle- dodałam zgodnie z prawdą. Obuwie nawet spoko komponowało się z tą śliczną sukienką.- Poza tym kiedy ktoś będzie na ciebie patrzył, śliczna buźka przykuje większą uwagę- uśmiechnęłam się do niej słodko, a ona odpowiedziała mi tym samym. Ruszyliśmy dalej, pod dom Caluma. Rody chłopak wszedł do samochodu, przywitał się z nami całusem w policzek. 
  -Dzień dobry- dodał wesoło, siadając na wolnym miejscu.
  -Humorek widzę dopisuje- zaśmiała się Lau.
  -A oczywiście- zaśmiał się rudowłosy.- Raini, coś nie tak?- spytał mnie, marszcząc przy tym czoło.
  -Czemu miałoby być?- zdziwiłam się.
  -Powinnaś już opowiadać jakąś nudną historyjkę z życia wziętą, a my byśmy udawali, że cię słuchamy- wytłumaczył chłopak. Podniosłam się, by go dosięgnąć i pstryknęłam mu palcem w czoło. 
  Znów się zatrzymaliśmy, drzwi się otworzyły, a po sekundzie zauważyliśmy Rossa. Mogę się założyć, że ubierał się na szybko.
  -Cześć wszystkim- przywitał się z uśmiechem, póki jego wzrok nie natrafił na Laurę.- Marano- z kamienną twarzą wypowiedział jedno słowo.
  -Lynch- odpowiedziała moja przyjaciółka z identycznym wyrazem twarzy.
  -Brrr!- Calum się potrząsnął.- Nie mroźcie się już tak wzrokiem.
  -Fakt. Musicie się rozgrzać przed wyjściem w ludzi- przyznałam i zauważyłam, że obydwoje niechętnie na siebie zerkają.
~*~
Jak mi wyszedł pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że wam się podoba :) Z wielką chęcią przeczytałabym jakieś komentarze na jego temat. Zapraszam więc do komentowania :)

niedziela, 16 lutego 2014

Prolog


  Była siódma rano. Zwykle wszystkich mieszkańców budziła świeża dawka promieni słonecznych. Ale nie dzisiaj, ponieważ na niebie roiło się od chmur, co było rzadkością w Los Angeles.
  W pewnym domu słońce zawsze budziło osoby, które owy dom zamieszkiwały. A w szczególności drobną brunetkę o dużych brązowych oczach i- jak jej wszyscy mówili- pięknym uśmiechu. Tego dnia planowała wstać jeszcze wcześniej niż zwykle, ponieważ był to dla niej jeden z ważniejszych dni.
  Nastolatka się jednak nie budziła. Trwała w bezruchu, pogrążona głęboko w śnie. Wyglądało to jakoby świat staną w miejscu. I tak też by pozostało, gdyby nie jej starsza siostra, która szczęśliwym trafem stanęła na nogach wiele godzin wcześniej, niż to miała w zwyczaju. Kolejnym uśmiechem od losu był fakt, iż dziewczyna postanowiła zajrzeć do młodszej siostry. Jak zobaczyła, że tamta śpi, natychmiast doskoczyła do jej łóżka i zaczęła nią bezlitośnie szarpać.
  -Laura!- do rękoczynu doszedł i podniesiony głos.- Laura, wstawaj! Spóźnisz się na przesłuchanie!
  Powieki śpiącej lekko zadrgały, a kiedy jej brąz oczęta znów oglądały realny świat, wydawały się być nadzwyczaj rozbudzone. Takie rzeczy sekundę po przebudzeniu zwykle się nie dzieją.
  Brunetka wyskoczyła spod kołdry i natychmiast zaczęła wyrzucać ubrania z szafy.
  -Nie przygotowałaś się wczoraj?- spytała ją siostra, na co w odpowiedzi dostała zwykłe prychnięcie. Przyzwyczaiła się już do tego typu odpowiedzi, bo to właśnie była cała Laura.
  Kiedy wreszcie nastolatce udało się znaleźć coś porządnego do przyodziania, starsza zauważyła, iż nie jest to odpowiedni strój na pogodę, która panowała na zewnątrz. Załamana Laura ponownie zagłębiła się w szperaniu w szafie. Wyciągnęła z niej czarne leginsy, pomarańczową tunikę i kurtkę dżinsową. Następnym punktem była poranna toaleta. Jako że nie było czasu nawet na szybką kąpiel, brunetka popsikała się ze wszystkich stron dezodorantem. Próbowała upiąć włosy w koka, jednak te się jej nie słuchały i  cały czas wypadały ze wszystkich stron. Brązowooka pozostawiła je więc bez zmian. Zrobiłaby sobie makijaż, gdyby jej się tak nie trzęsły ręce. Zamiast tego sięgnęła po maskarę i błyszczyk, a następnie wpakowała je do torby.
  -Gotowa?- spytała starsza, na co Laura przytaknęła. Siostry zeszły (czyt. zbiegły niczym struś Pędziwiatr) na dół, gdzie sięgnęły po suche bułki, po drodze do garażu. 
  Na miejsce dotarły w pół godziny.
  -To tutaj- powiedziała Laura.- Dzięki Van za podwózkę- uśmiechnęła się do siostry.
  -Idź mała i daj z siebie wszystko- odpowiedziała jej dziewczyna i poczochrała młodszą po włosach.
  -Matko, ale się stresuję... A co jeśli mi jednak nie wyjdzie?
  -Jak będziesz sterczeć w tym aucie, to wątpię żeby ci wyszło. A musi ci się udać, bo nie podwoziłam cię taki kawał drogi na marne. I to do tego w piżamie i byle jakim sweterku, którym próbowałam zasłonić chociaż górę mojego uroczego wdzianka na noc- mruknęła Vanessa.
  -No to idę- Laura głośno wypuściła powietrze z ust i... wciąż siedziała.
  -Mówiłaś, że idziesz- przypomniała jej starsza z brunetek.
  -No idę- zgodziła się osiemnastolatka, wciąż pozostając w miejscu.
  -To idź! Rusz dupę i idź!- jak widać Vanessa nie należała do najcierpliwszych osób.
  -Boję się- szepnęła Laura.- Nie uda mi się, wiem to..-jęknęła.
  -O matko... Błagam cię, już brałaś udział w tylu castingach, a w tym jednym nie dasz rady? Lau, weź się ogarnij i zjeżdżaj z auta, bo chcę już wracać do domu!
  Tym razem młodsza wykonała polecenie siostry i opuściła jej wóz. 
  -Zadzwoń jak będę miała po ciebie przyjechać!- krzyknęła Vanesse i ruszyła.
  -Jasne!
  Laura spojrzała na ogromną wytwórnie Disneya i przemogła się, wchodząc do środka. Tyle tu było korytarzy... Dziewczyna nie wiedziała, w który skręcić. Postanowiła zaufać losowi i niczym małe dziecko wyliczyła sobie, w którą stronę iść. Szła, szła, szła, aż jej wzrok ujrzał dziewczynę o czarnych, bujnych lokach, która na jej widok się uśmiechnęła.
  -Też do roli 'Trish'?- spytała.
  -Nie.'Ally Dawson'- odpowiedziała, nie przestając się rozglądać dookoła.
  -To nie tędy. Musisz się wrócić do głównego wejścia i skręcić w pierwszy korytarz na prawo. Potem prosto i w lewo- wytłumaczyła jej nieznajoma.
  -Jesteś pewna?
  -O tak... Zdążyłam się już przespacerować po 'okolicy'- zaśmiała się czarnowłosa.
  -W takim razie dzięki- Laura podziękowała dziewczynie i poszła zgodnie z jej wskazówkami. Trafiła na miejsce w tym samym momencie, w którym zaproszono ją do pokoju, w którym znajdował się reżyser i parę innych osób.
  -Dzień dobry- przywitała się Laura.
  -Dobry, dobry. Możesz zaczynać- powiedział reżyser. Wyglądał na naprawdę zmęczonego.
   Brunetką wyciągnęła z torebki kawałek scenariusza z pierwszego odcina i wygłosiła krótki monolog oraz dialog pomiędzy postacią, o której rolę się starała, a kimś innym, za kogo czytała jakaś pani.
  -Dobrze- mężczyzna przerwał jej w połowie zdania.- Teraz chcę poznać twoje umiejętności wokalne- poprosił, na co Laura odchrząknęła i zaczęła śpiewać piosenkę, którą sama napisała.
  -Hmm... Dobrze, dziękujemy. Odezwiemy się jeśli będzie to konieczne- reżyser przejechał sobie dłonią po spoconym czole.
  -Do widzenia- Laura wyszła z pomieszczenia. Cała się trzęsła i była pewna, iż nie dostanie upragnionej roli. Owszem- była już na paru castingach, jednak żaden z nich nie trwał tak krótko. Dlaczego ten był wyjątkiem? 'Pewnie już mają wypatrzoną aktorkę na tę rolę'- pomyślała. Sięgnęła po komórkę i wybrała numer do Vanessy.
  **  -Van, przyjedziesz po mnie?- spytała.
  -Co?- jęknęła dziewczyna w odpowiedzi.- Przesz ja właśnie pod domem właśnie jestem. Dopiero co wysiadłam z auta- pożaliła się.
  -Dobra. To wracam pieszo. Dzięki- odpowiedziała oschle brunetka i rozłączyła się.**
  Skierowała wzrok na torbę, do której zamierzała wsadzić komórkę i w tym samym czasie na kogoś wpadła. Było to jednak silne zderzenie, bo druga osoba akurat biegła. W rezultacie oboje upadli na ziemię, a geniusz Laura rozwaliła sobie kolano.
  -Super- skwitowała ironicznie, spojrzawszy na krew, lecącą z jej prawej dolnej kończyny.
  -O matko przepraszam- chłopak, którym okazała się być druga z osób, biorących udział w wypadku, podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na kolano Laury.- Może ci pomogę?- zaproponował. Wstał i podał rękę brunetce.
  -Dzięki- powiedziała, kiedy i ona stanęła na nogach.
  -Ouu... Może trzeba by było coś z tym zrobić- rzekł, wskazując na zbite kolano osiemnastolatki.
  -Amm... Poradzę sobie- powiedziała Laura i zaczęła iść na przód.
  -Nie, czekaj. W aucie mam apteczkę. Chodź, pomogę ci- mówił blondyn.
  -Wiesz... Jednak odmówię- nastolatka trzymała przy swoim.
  -Bo?
  -Bo cię nie znam, a ty chcesz mnie zabrać do swojego auta. Możesz być gwałcicielem albo inną cholerą- wyjaśniła Laura.
  -Jestem Ross. Ross Lynch. I co? Już nie jestem nieznajomym- uśmiechnął się przyjaźnie.
  -Zaraz, zaraz... Lynch?- spytała brunetka, odwracając się przodem do chłopaka.- Ten Ross Lynch?
  -Oo! Czyli słyszałaś o R5. Widzisz..
  -Hę?- spytała dziewczyna, przerywając mu wypowiedź.- Nie, nie. Masz kapelę? Nieważne. Ty jesteś tym idiotycznym Lynchem!- wskazała na niego wskazującym palcem.- Kradłeś mi kredki w pierwszej klasie i zżerałeś babeczki w drugiej. Już nawet nie chcę wspominać co było w trzeciej!
  -Co?.. O kurde. Marano?- spytał i zmierzył ją wzrokiem. W następnych sekundach zaczął się dławić śmiechem.- Ah tak! Pamiętna trzecia klasa!- przypomniał sobie.
  -Nawet nic się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś dupkiem, którego nie interesują cudzie uczucia- wyrzuciła z siebie i odwróciła się do niego plecami. Na tym się skończyła ich krótka konwersacja.
 'O matko, nie sądziłam, że go jeszcze spotkam! Na szczęście to był tylko ten jeden raz... Już nie będę musiała oglądać jego parszywego ryja'- pomyślała. Nie wiedziała jednak jak bardzo się myli. 

Witam :)


  Nie lubię się przedstawiać- nie umiem tego robić. Może dlatego, że jestem zamkniętą w sobie osobą. To dosyć dziwne, bo generalnie mówię co myślę, także spoczko ;) Jestem Blood Angel i założyłam se bloga. Z tytułu się chyba domyślacie o kim on jest. Hmm... W głowie mam ponad 1000 pomysłów na fabułę, więc co? Zaczynamy..?