poniedziałek, 17 lutego 2014

1."I hate you, you hate me. It's like routine. I'm used to."


  Z punktu widzenia Laury:

  -Marano wstawaj!- usłyszałam głos mojej siostry. Fakt, że zwracała się do mnie po nazwisku, które i ona również nosi, był nieco irytujący, ale przyzwyczaiłam się do tego. Wszyscy mi tak mówili. Hmm... Z niektórymi wyjątkami.- Marano!
  -Spadaj Van. Chcę spać- mruknęłam. 
  -Kurde, mamy dziś trochę do zrobienia- jęknęła siostra, siadając mi na nogach.
  -Zrobimy później... Mamy calutki dzień- powiedziałam, będąc już na pół w świecie realnym i pół w krainie cudownym snów.
  -Nie, nie mamy. Po południu idziesz na imprezę pożegnalną, pamiętasz?- przypomniała mi. O nieeee! To dziś?!
  -O nieeee! To dziś?!- powtórzyłam moje myśli na głos.
  -Amm... Tak? Dlatego ruszaj dupę, bo trzeba ogarnąć nasz uroczą chałupę, która w tej chwili nie wygląda lepiej od burdelu- skwitowała Vanessa.
  -Już, już- mruknęłam i leniwie otworzyłam powieki.
  Wstałam, ubrałam jakieś dresy, zaczesałam włosy w kucyka i stawiłam się na dole, gdzie czekała na mnie kochana siostrzyczka- czujecie tę ironię, hę?
  -Mogę poodkurzać- powiedziałam jej szybko. To była dla mnie jedna z najlżejszych prac domowych, natomiast wiedziałam, że Vanessa jej nie znosi.
  -Dobra- zgodziła się Van.- To ja mogę zrobić pranie- zaoferowała się.
  -Ugotuję obiad- dodałam.- I... Wymyję okna.
  -Czyli mi zostaje posprzątać po obiedzie i zmyć podłogi. W takim razie do roboty Marano- rzuciła, a ja przyłożyłam sobie sztywną dłoń do czoła.
  -Tak jest!- krzyknęłam niczym żołnierz. Wiedziałam, że wkurzę tym siostrę, bo Nessa należała do osób, które lubią się rządzić. Nie przepadała jednak za tym, gdy ktoś jej to wypominał.
  -Przestań- rzuciła zgodnie z moimi przepuszczeniami i udała się pozbierać wszystkie brudne ciuchy z naszych pokoi.
  Tak patrząc jak brunetka się oddala, uzmysłowiłam sobie, że bardzo dobrze dajemy sobie same radę. Kiedy rodzice nas tu zostawiali, mięli ku temu duże wątpliwości, ale teraz byliby pewnie z nas dumni. Co ja gadam?! Są z nas dumni. Tylko... Na drugim końcu kontynentu. Tam właśnie mięli pracę, a jako że ja i Vanessa uznałyśmy, iż naszym światem jest Los Angeles, wynegocjowałyśmy z nimi pozostanie tutaj. Jedyną wadą tego układu jest to, że co miesiąc składa nam wizytę ciocia Polly. Ta kobieta jest lekko mówiąc szurniętą osobą, dlatego niezbyt lubimy gdy nas odwiedza. Rodzice też przyjeżdżają, ale raz na ruski rok.
  Potrząsnęłam głową i zabrałam się wyciąganie odkurzacza z komórki pod schodami. Wyciągnięcie tej całej rury było dla mnie męczarnią, ale potem poszło już gładko. Mijałyśmy się z Vanessą co chwilę natychmiast wymieniałyśmy między sobą uwagi na temat poszczególnego sprzątania. Tak nam mniej więcej minął dzień do południa, kiedy to spożyłyśmy obiad, który Van kąśliwie skrytykowała. Ale wiedziałam, że tak naprawdę jej smakuje, gdyż kurczak curry był moją specjalnością i jej ulubionym daniem. 
  Parę minut po dwunastej nastały dla mnie ciężkie czasy. Albowiem musiałam zacząć się szykować na tą straszną imprezę. Odbywała po każdym sezonie, a to znaczy, że ta była trzecią z kolei. Ogólnie wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że będę musiała trzymać się przy mojej paczce. I tu znowu... Byłoby spoko, bo bardzo lubię Caluma, a Raini jest moją najlepszą przyjaciółką, gdyby nie ten laluś z wielkim ego i blond włoskach, na którego wszystkie leciały. Myśląc o nim, aż musiałam przewrócić oczami.
  -Co jest?- spytała Vanessa, widząc moje zachowanie.
  -Pomyślałam o tej gali. Matko jak ja tam nie chcę iść i oglądać tego jełopa- wytłumaczyłam.- Swoją drogą idę się szykować.
  Weszłam do pokoju, podeszłam do drugiej szafy, w której trzymałam tylko i wyłącznie nigdy nie używane kreacje, przysłane przez różnych stylistów, którym miałam reklamować. Wybrałam spomiędzy nich fioletową sukienkę ze srebrnymi zdobieniami u góry. Spojrzałam na buty. Ponieważ wczorajszego dnia jak to zdolna ja, wrąbałam się w drzwi, a mój najmniejszy palec u prawej nogi poniósł niemałą szkodę, sięgnęłam po zwykłe trampki. Wybrany komplet położyłam na łóżku. Został mi makijaż i fryzura. Udałam się w tym celu do łazienki. Wymyłam włosy, wysuszyłam je, zaczesując grzywkę na lewą stronę, a następnie pokręciłam na lokówce. Co do makijażu... Można by powiedzieć, że wyszedł jak zwykle, w takich okazjach.  Wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Van, gapiącą się w trampki, które chciałam założyć.
  -Serio?- pytała sarkastycznie.
  -Wiesz, że wczoraj miałam bliskie spotkanie z drzwiami?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.- Nie mam mowy, żebym założyła szpile albo jakieś inne wysokie buty.
  Vanessa uśmiechnęła się pobłażliwie.
  -Może nie będzie aż tak strasznie wyglądać- zachichotała, a ja spojrzałam na nią spode łba.
~~~~
Z punktu widzenia Raini
Byłam już gotowa: suknia, buty, włosy, makijaż- wszystko w pełni wykonane. Sięgnęłam po telefon, aby wysłać po SMS-ie do przyjaciół. Do każdego wyglądał tak samo.
*Jestem już gotowa i zadzwonię żeby limo przyjechało już po mnie. Jak u cb?*
  Nie czekałam długo na odpowiedź ze strony Laury.
*Ubieram się. Mam nadzieję, że nie wybuchniesz śmiechem na widok moich butów (jak Van -,-)*-Laura.
*Właśnie zacząłem szukać ciuchów. Wiesz, musiałem ułożyć włosy :P*- Calum. Czytając drugie zdanie, wybuchnęłam śmiechem. Chłopak miał fioła na punkcie swojej czupryny, ze czego mięliśmy niezłą bekę.
  Na odpowiedź od Rossa musiałam czekać chwilę dłużej.
*Jeszcze jestem z Rockym na zakupach. Ale spoko, wyrobię się.*
  Na zakupach?! To se wybrał porę... Geniusz. 
  Zadzwoniłam po limuzynę, która zjawiła się pod moim domem dwadzieścia minut po wykonaniu połączenia. Jak się okazało pojechaliśmy pod dom Laury. Roześmiana dziewczyna wskoczyła szybko do auta i uściskałyśmy się.
  -To te buty?- spytałam spoglądając na trampki brunetki.- Nie wyglądają tak źle- dodałam zgodnie z prawdą. Obuwie nawet spoko komponowało się z tą śliczną sukienką.- Poza tym kiedy ktoś będzie na ciebie patrzył, śliczna buźka przykuje większą uwagę- uśmiechnęłam się do niej słodko, a ona odpowiedziała mi tym samym. Ruszyliśmy dalej, pod dom Caluma. Rody chłopak wszedł do samochodu, przywitał się z nami całusem w policzek. 
  -Dzień dobry- dodał wesoło, siadając na wolnym miejscu.
  -Humorek widzę dopisuje- zaśmiała się Lau.
  -A oczywiście- zaśmiał się rudowłosy.- Raini, coś nie tak?- spytał mnie, marszcząc przy tym czoło.
  -Czemu miałoby być?- zdziwiłam się.
  -Powinnaś już opowiadać jakąś nudną historyjkę z życia wziętą, a my byśmy udawali, że cię słuchamy- wytłumaczył chłopak. Podniosłam się, by go dosięgnąć i pstryknęłam mu palcem w czoło. 
  Znów się zatrzymaliśmy, drzwi się otworzyły, a po sekundzie zauważyliśmy Rossa. Mogę się założyć, że ubierał się na szybko.
  -Cześć wszystkim- przywitał się z uśmiechem, póki jego wzrok nie natrafił na Laurę.- Marano- z kamienną twarzą wypowiedział jedno słowo.
  -Lynch- odpowiedziała moja przyjaciółka z identycznym wyrazem twarzy.
  -Brrr!- Calum się potrząsnął.- Nie mroźcie się już tak wzrokiem.
  -Fakt. Musicie się rozgrzać przed wyjściem w ludzi- przyznałam i zauważyłam, że obydwoje niechętnie na siebie zerkają.
~*~
Jak mi wyszedł pierwszy rozdział? Mam nadzieję, że wam się podoba :) Z wielką chęcią przeczytałabym jakieś komentarze na jego temat. Zapraszam więc do komentowania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz