Okazało się, że wypuścili mnie dopiero dwa dni później, bo miałam coś tam z kością, bo nóż coś tam, coś tam. W każdym razie DWA DNI PÓŹNIEJ, czaicie to?! Okropne czterdzieści godzin. Chyba najgorsze w całym moim życiu. No... W każdym razie najnudniejsze. Założyli mi szynę i pozwolili opuścić szpital.
Gdy wyszłam, byłam taka podjarana, bo po pierwsze Rydel miała dla mnie jakąś niespodziankę, poza tym dali mi jakieś leki, na ból i... chyba trochę przesadzili z jedną dawką. W każdym razie cieszyło mnie nawet to, że zobaczę Lynchów. Tak- ta dawka była zdecydowanie zbyt wielka.
-Uważaj..
-Ał!- jęknęłam, potykając się o jeden ze schodów, prowadzących do drzwi domu.
-Mówiłem żebyś uważała- powiedział Riker, który mnie podtrzymywał. Vanessa, która wypakowywała moje walizki, (nie wiadomo było ile zostanę w szpitalu, więc się zabezpieczyłam) przypatrywała się temu z podniesioną brwią.
-Dobra, dobra- machnęłam ręką, którą nie opierałam się na blondynie.- Zwykłe potknięcie.
Weszliśmy do domu, a tam co?
-Kurde, ile nas nie było?- spytała lekko poddenerwowana Rydel.- Przepraszam bardzo, ale to, że spędziłam z Vanessą cały wczorajszy i dzisiejszy dzień u Laury w szpitalu, nie znaczy, że możecie se robić burdel w domu. Może jeszcze myślicie, że ja to posprzątam?!
-No.. W zasadzie- zaczął Ratliff, który grzebał w wielkiej pace z chipsami i gapił się nieustannie w TV.
-Ooo, nie! Tak nie będzie!- widocznie to lekceważenie od nich bijące jeszcze bardziej rozeźliło blondynę.
-Chłopaki, przecież mówiłem wam, że jak pojadę po dziewczyny to macie tu ogarnąć, bo będzie zadyma- Riker złapał się za głowę.
-Zadyma?!- powtórzyła Rydel z irytacją w głosie.- Nie, no skądże! Bo to takie dziwne, że bym się na was wydarła za ten syf! Dosyć tego! Nie zniosę was więcej! Was, tego bałaganu i to, że macie na wszystko wysrane! Ogłaszam naradę rodzinną!- krzyknęła, już cała czerwona na twarzy.
-Wow, tu nie było..
-NARADĘ RODZINNĄ!- powtórzyła, przerywając Rocky'emu.
Okazało się, że razem z Vanessą (jako, iż obecnie tu mieszkamy) również uczestniczymy w tej ważnej konwersacji. Usiedliśmy wszyscy w salonie i Delly rozpoczęła.
-Jako, że mnie olewacie tak równo, jak i moją pracę. Głosuję za tym abyście opuścili ten dom na czas nieokreślony- nie no spoko. Dziwnie się zapowiadało...
-Co?- pisną Ross.- Przecież nie możesz mnie wyrzu.. nas wyrzucić z naszego własnego domu!
-Owszem, mogę- odparła już spokojniej brązowooka.
-I, że co niby? Że ty i Vanessa z Laurą se zostaniecie, a my będziemy mieli na ulicy mieszkać?!- kontynuował swój sprzeciw. Ale szacun za to, że użył naszych imion.
-Nie bój się, nic nam się nie stanie. Bez ciebie nie damy rady wbić sobie noża do nóg- dogryzła mu Nessa jadowitym tonem. Dałam jej sójkę w bok, ale mogła to różnie odebrać, ponieważ się uśmiechałam. Ross przewrócił oczami, a Rydel złapała się za głowę.
-Przecież już mówił, że to nie jego wina- Rocky staną w obronie młodszego brata.
-Ehem!- zakpiła moja siostra.
-Chyba pow..
-Dzięki Rocky, ale sam se poradzę- Ross przerwał bratu, gdy ten znów chciał coś dodać.
-Wiesz co? Ja ci chciałem tylko pomóc- oburzył się brunet.
-Uważaj Rocky. Z Laurą też tak było na początku. Chciała pomóc, a potem co? Miała sztućca w łydce- Van nie dawała za wygraną.
-Weź się wysil na orginalność- parsknął ten blond jełop.
-Hej, hej! Przecież sam wiesz jak było- stanęłam po stronie starszej.
-Zamknij się Marano! I tak nikt cię nie słucha!- już nawet nie wiem kto to powiedział, ale rozwścieczył mnie tym tak jak Rydel 'porządkiem' panującym w domu.
-Bo?! Moje zdanie liczy się tak..
-Blee, blee, blee... Jak już mówiłem nikt cię nie słucha- teraz byłam na 100% pewna, że to mój najwspanialszy z przyjaciół.
-Pokolenie debili takich jak ty to mnie nie słucha. To zrozumiałe- fuknęłam.
-Tak. Bo jesteś z jeszcze niższej sfery- uśmiechnął się jadowicie.
-Jeszcze jedno słowo, a zabraknie ci rączek- wysyczała Vanessa.
-Oho!- Ross udał przestraszonego, a wtedy zobaczyłam jak ciemne loki mojej siostry przelatują przez pokój i rzucają się Lynchowi na plecy. Rocky próbował ściągnąć ją z blondyna, ale ona się szarpała, a kiedy pisnęła, zorientowałam się, że i on ją targa. Z nogą w szynie wleciałam gdzieś między nich. Czułam pazury na mojej twarzy, dłonie, które próbują mnie oderwać od kogoś, kogo zwyczajnie biłam i krew (bo se rozgryzłam wargę).
W pewnym momencie ktoś mnie odciągnął. Okazało się, że to Ratliff. Chciałam mu się wyrwać, ale kiedy ogarnęłam, że Riker odciągnął Vanessę, to zaprzestałam, ponieważ to jej zamierzałam pomóc. Następnie ujrzałam, że Rydel wygląda jakby się rozchorowała w te pięć minut.
-Uspokójcie się wszyscy!- doszedł mnie krzyk Rikera. Na prawdę zareagował zaraz po tym jak nas odciągnęli od siebie.- Zachowujecie się jak dzieci!- Vanessa chciała to skomentować, nawet już otworzyła buzię, ale Riker (który swoją drogą wciąż trzymał ją w pasie) jej nie pozwolił.- Rzucacie się na siebie, pyskujecie do siebie, a Rydel się przez was zaraz pochoruje!...- tu ucichł na jakieś dziesięć sekund.- Myślę... Myślę, że Delly ma rację...
-Czyli chcesz, żebyśmy trafili na ulicę?- spytał niedowierzająco Ross.
-Nie.. I tu nawet nie chodzi o to, że bałaganimy... Musimy się w końcu dogadać- to powiedziawszy, spojrzał Vanessie na sekundę prosto w oczy.- To za długo trwa. Ta nasz cała kłótnia. Bo właściwie o co my się kłócimy?
-Właściwie to powodów jest sporo- odpowiedziałam, bo w tej sprawie nie mogłam milczeć.- Tak, wiem, że właśnie starasz się wszystko naprawić Riker, ale to co przydarzyło mi się w trzeciej klasie... Tego się nie da wybaczyć- dopowiedziałam i wybiegłam do pokoju Rydel.
Wbiegłam, rzuciłam się na łóżko i się najzwyczajniej na świecie popłakałam. Po prostu- wróciły wspomnienia...
Z jakąś godzinę później usłyszałam kroki, a następnie poczułam ciepłą dłoń Nessy, gładzącą mój policzek.
-Lepiej ci już?- spytała z troską. Powoli przytaknęłam głową.- To co mówiłaś nim wyszłaś...- westchnęła, a ja czułam, że zaraz powie mi coś, czego wcale nie chcę usłyszeć.- To co mówiłaś to prawda. Nie da się zapomnieć... A szczególnie w twoim przypadku, bo mi Riker nigdy aż takiego świństwa nie zrobił, ale rozmawialiśmy jak wybiegłaś... Rozmawialiśmy bardzo długo i uzgodniliśmy, że lepiej będzie pojechać.
Wspaniale!- mam nadzieję, że ironię czujecie.
-Ale Van..
-Laura, czy to nie ty mówiłaś mi, że warto dawać drugą szansę?- siostra nie dawała mi dojść do słowa.
-Tak, ale..
-Do skorzystaj z własnej rady- znów nie pozwoliła mi nic powiedzieć.- Co nam szkodzi? Poza tym Rydel na tym zależy. Bardzo...
No więc zgodziłam się. Dla Rydel i dla Vanessy.
*
To jest taki jakby wstęp do przyszłych rozdziałów. Albo rozdziału- jeszcze nie wiem. W każdym razie: Jak myślicie, co się stanie w przyszłym rozdziale? Co zrobią, żeby spróbować naprawić relacje? I najważniejsze: Czy naprawią w ogóle te relacje?
To wszystko w przyszłym rozdziale. Zapraszam ;)
Super rozdział! Nie mam zielonego pojęcia czy się pogodzą czy nie. Czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńYhhvdhgd
OdpowiedzUsuńNie wiem xD
Ale mam nadzieję, że Van i Riker się w końcu dogadają :S