niedziela, 4 maja 2014

8. "Let him see! Let him see that he doesn't mean nothing to you. Not even enemy. That you treat him like air, like useless trash."


Z punktu widzenia Laury

  Minął tydzień od odwiedzin Rossa. Nie widziałam go od tamtej pory i bardzo się z tego cieszę. Nie potrzebne mi było już jego towarzystwo. Chociaż... ono nigdy mi nie było potrzebne. Tak czy siak miałam go dosyć. Chciałam jak najszybciej skończyć z A&A, żeby móc zacząć iść inną ścieżką niż ten blond-pacan i nigdy więcej nie patrzeć na jego ryj. Ale kto wie co przyniesie przyszłość? Aktorstwo to jednak ciężka praca, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Bo niby czemu tak wielu artystów z tej dziedziny bądź wszelkich piosenkarzy też popadło w tak wiele nałogów? Do takiej pracy trzeba mieć wytrzymałą psychikę. Zawsze mi się wydawało, że taką miałam, ale teraz zaczynam się bać. 
  Rozmyślałam tak, siedząc w salonie i gapiąc się bezmyślnie w ekran telewizora. Leciała jakaś hiszpańska opera mydlana. Nienawidzę tego świństwa- miesza tylko w głowie, ale akurat pilot był za daleko, a ja przybrałam wygodną pozycję, dlatego nie zamierzałam się ruszać. Przez to skupiłam się na innych sprawach niż durne seriale dla babć. Dopiero gdy Van wróciła z siatami zakupów, wstałam żeby jej pomóc. 
  -Przeleżałaś kolejny dzień?- spytała mnie siostra.
  -A co w tym takiego złego?- odparłam pytaniem na pytanie.
  -Że jak tak siedzisz, to ciągle żresz. Jak żresz, to grubniesz- wytłumaczyła, podając mi w tym samym czasie siatkę pełną paczek chipsów.
  -To po co to wszystko kupujesz?- zdziwiłam się, wskazując na trzymany pakunek.
  -Jak się jedzie w gości, to dobrze coś przywieźć ze sobą. Tak zwana kultura.
  -W gości?- hmm.. nic mi o tym nie było wiadomo.

Z punktu widzenia Vanessy

  -W gości?- spytała mnie Laura. Na taką reakcję czekałam. Teraz w sekundę musiałam sobie ułożyć w głowie streszczenie z pobytu w sklepie. A było to tak:
  Przyjechałam, zaparkowałam na miejscu dla inwalidy, bo resztę zajęli. No cóż.. Wysiadłam z auta i sięgnęłam po wózek. W tym samym czasie dostałam SMS-a od Rydel.

*Jak tam?*
  
  Hmm... Czyżby miała jakieś plany w stosunku do mnie? Może mnie i Laury? Postanowiłam odpisać.

*Siemka. U mnie spoko, chociaż jak wiesz muszę się zajmować Laurą. Z nią to jak z dzieckiem ;), a w dodatku cały czas opycha się świństwami. Nieważne, że ja je kupuję... A co? Masz jakieś plany?*

  Na odpowiedź nie musiałam czekać nawet minuty.

*Chyba już mnie znasz aż za dobrze :D Mam ochotę na rewanżyk.*

  Heh? O co caman w ogóle?

*???*

*Eh... Chodzi mi o nocleg. Chcę się odwdzięczyć i tym razem ja was zapraszam. Dzisiaj. Odmowy nie przyjmuję.*

  Uśmiechnęłam się do ekranu komórki. 

*Jak dla mnie ok. Ale nw co z Marano. W końcu nie mieszkasz sama...*

  Tak to mniej więcej wyglądało. Spojrzałam na zdezorientowaną minę Laury.
  -Rydel nas do siebie zaprosiła. Na party. Jak to określiła 'chce się zrewanżować'- powiedziałam jej. W następnej kolejności usłyszałam szum siatki, uderzającej o podłogę.
  -Chyba się nie zgodziłaś?- spytałam Laura z nutą przerażenia.
  -Marano, oczywiście, że się nie zgodziłam. Ale nie nie zgodziłam się też. Powiedziałam, że wszystko zależy od ciebie, a Ryd...
  -Dzięki- przerwała mi sarkastycznie młodsza.- Teraz jak nie pojedziemy, to będzie na mnie.
  -Właśnie dlatego pojedziemy- wyjaśniłam.
  -Nie chcę. Wiesz.. Lubię Rydel, ale ona nie mieszka sama, ma braci. A jednym z nich jest Ross.
  -Tak wiem, ale.. kurde, będziesz się teraz przed nim chować? Marano, weź się ogarnij! Jedź ze mną i pokaż mu! Pokaż mu, że ci na nim nie zależy! Że jego ciało jest dla ciebie niewidzialne jak powietrze, a on sam jest bezużytecznym śmieciem!- mówiłam. Laura się nie mogła przed nim kulić! Nie tak ją wychowałam...
  -Van, co ty wygadujesz? Mówisz zupełnie jak on...- wypomniała mi siostra.

Z punktu widzenia Laury

  -[..] a on sam bezużytecznym śmieciem!- powiedziała. Już słyszałam gdzieś te słowa, nie kojarzą mi się dobrze. Lynch. Tak, to on je wypowiedział. 
  -Van, co ty wygadujesz? Mówisz zupełnie jak on...- rzekłam. Nie podobało mi się to jak starsza go nazwała. Chociaż go strasznie nienawidziłam, to nie wyzywałabym go od bezużytecznych śmieci. Dla mnie to jest upokarzanie osoby i pokazywanie jej, że jest gorsza od ciebie. Pff.. Typowy Lynch. Ale nawet po nim się nie spodziewałam czegoś takiego. Ludzie jednak potrafią zaskakiwać. Zresztą ja nie byłam wyjątkiem.- Ok, pojedziemy- zgodziłam się.
  -Jeej!
~*~
Fajny? Ja myślę, że trochę nudnawy :-(/ Ehh... ale czasem potrzebne są takie rozdziały. Mam nadzieję, że się nie obrazicie :)

3 komentarze:

  1. Czekam na nexta :) zapraszam do mnie:
    raura-hate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny !!! Kocham Twojego bloga ! Mam nadzieję, że będziesz miała wenę i Twój blog będzie jeszcze lepszy i lepszy !
    Kocham, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń