Z punktu widzenia Lury
Obudziłam się, usłyszawszy jakiś łomot w sąsiednim pokoju. Z tego co pamiętam to Riker tam zamieszkuje, czyli dziś spała tam Vanessa. Oho! Chyba i ona wstała. Ciekawe tylko co się tam dzieje... Nieważne. Potrząsnęłam głową i podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam w prawo, gdzie po drugiej stronie łóżka spała Rydel. W zasadzie zmieściłybyśmy się tu z Van. Ale tą trzeźwą Van, która nie kopała by wszystkich, nie rzygałaby po wszystkich i w ogóle.
Nie chciałam jej budzić. Zbyt słodko spała. Powoli i ostrożnie wyśliznęłam się spod kołdry i cicho wyszłam z pokoju. Moją uwagę przykuło coś, czego wczoraj ani wieczorem, ani w nocy nie udało mi się dostrzec. Zdjęcia małych Lynchów i dużych Lynchów. Nawet Ratliff się załapał... Coś niesamowitego...
-Co robisz?- usłyszałam nagle za sobą. Aż podskoczyłam.
-Oglądam zdjęcia. Czy to takie dziwne?- spytałam mało grzecznym tonem.- Może uważasz, że to idiotyczne wpatrywanie się w czyjeś rodzinne zdjęci? Może w ogóle uważasz, że to idiotyczne posiadać takie zdjęcia?- spytałam ze złością.
-Nie- odpowiadając mi, Ross lekko się zaśmiał.- Te fotki są tu potrzebne. Przypominają rodziców, Rylanda, jak gdzieś wyjeżdża. Żebyśmy o nich nie zapomnieli. I żebyśmy nie zapomnieli o sobie nawzajem. To może idiotycznie brzmi, ale tak jest. A te zdjęcia są tego symbolem... Dla mnie ważne jest tak samo, że tu są jak to, że wybierała je mama z tatą. Są ich ulubionymi zdjęciami- blondyn ponownie się zaśmiał. Tylko teraz było to pomieszane z westchnięciem.- Nawet mamy tu Ratliffa. W końcu też należy do tej rodziny. Jesteś głodna?- zmienił temat.
-Co? Amm.. tak- przytaknęłam. Zeszliśmy razem na dół. Kurczę... Czy to ten sam Ross Lynch, którego znam i nienawidzę od pierwszego spotkania? Bo zachowuje się jakoś inaczej... Spytał się mnie nawet co bym zjadła, a potem sam to zrobił. Uszczypnęłam się, żeby sprawdzić czy to na pewno nie sen. Okazało się, że nie!
Z punktu widzenia Vanessy
Ogłupiałam. Nie wiedziałam co się dzieje i co w tej chwili robimy. Czułam jego usta na moich ustach. Czułam jego rękę w moich włosach. Czułam jego drugą rękę na moich plecach. Czułam, że dotykam jego ramienia, a z drugiej strony jego polika. Czułam to pragnienie, które wkładał w ten pocałunek. I wtedy się otrząsnęłam. Wpierw znieruchomiałam, a następnie puściłam blondyna. I stałam. Patrzyłam mu prosto w oczy i stałam jak głupia, nie mogąc ani się ruszyć, ani nic powiedzieć.
Kiedy odzyskałam zdolność do poruszania się (po jakiejś minucie, która ciągnęła mi się godzinami), natychmiast wybiegłam z pokoju. Wpół zbiegłam, w pół zjechałam na dupie po schodach. Na parterze usłyszałam głosy, co było dla mnie dobrą nowiną, ponieważ jeśli nawet Riker będzie chciał ze mną pogadać, to raczej nie zrobi tego przy innych. Weszłam do kuchni, z której dochodziły głosy, a tam przeżyłam kolejny szok. Laura i Ross. Ross i Laura. Oni... normalnie ze sobą rozmawiali. Jedli se śniadanie i trajkotali o życiu codziennym. Jak jacyś znajomi. Uszczypnęłam się, żeby zobaczyć czy to na pewno nie sen. Na nieszczęście okazało się, iż to najszczersza prawda.
-Co się dziś z wami wszystkimi dzieje?!- krzyknęłam.
~*~
I w ten oto sposób dodałam kolejny rozdział B) Taki szpan! Iii.. zaczynam gadać od czapy. Podobało się? Jeśli tak to piszcie w komach ;)
Krótki trochę ale jest super xd
OdpowiedzUsuń