Z punktu widzenia Vanessy
Kiedy otworzyłam oczy, pierwszym co zrobiłam było złapanie się z głowę. Ile ja wczoraj tego świństwa wypiłam?... Zaczęłam się rozglądać dookoła. Wszystko było niepokojąco jednolite.
-Ja pierdole, umarłam?!- przeraziłam się i ponownie złapałam za głowę, gdyż wypowiedziałam zdanie troszeczkę (ehem, troszeczkę -.-) za głośno. Usłyszałam śmiech. Trochę szyderczy, a trochę zwyczajnie rozbawiony.
-To tylko mój pokój...
Usłyszawszy skąd dochodzi głos, odwróciłam się w tamtą stronę. O matko... no tak, Riker. Nachylał się nad szufladą i wyjmował z niej coś. Mam nadzieję, że koszulkę, bo stał przede mną jedynie w dresowych spodenkach. No... niechętnie musiałam przyznać przed sobą, że gościu był nieźle zbudowany. Amm.. przynajmniej od pasa w górę...
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, co się właśnie działo. Spałam u Rikera- jakim cudem? On też tu był. O dziwo nie czułam tego spięcia między nami- Wow...! Ale skoro.. ja spałam u niego.. to gdzie on spał? Z niepokojem zauważyłam, że blondyn posiada duże łóżko, w którym spokojnie zmieściłyby się dwie osoby. Co najmniej dwie. Do tego byłam wczoraj schlana na całego. Mogłam się zachowywać różnorodnie. A co jeśli..? Nie! Nie, nie! Musiałby być kompletną świnią, żeby wykorzystać sytuację. Ale przecież wiele razy traktował mnie z wyższością. Czemu nie mógłby się mną chwilę zabawić? Vanessa, ogarnij się!
W mojej głowie było tyle pytań. Musiałam mu je zadać, jednak nie wiedziałam od czego zacząć. Więc palnęłam pierwszą lepszą głupotę, która mi przyszła do głowy.
-Nie przeszkadza ci ta jednolitość. Wszędzie niebieski!- ale wtopa...
-No, nie- odpowiedział.
Kurde! Rozmawialiśmy jak normalni znajomi. Dalecy znajomi- warto dodać. Ale nie było miedzy nami tej rutynowej wrogości. Czy on postanowił coś zmienić w stosunku do mnie? I wtedy mi się przypomniało...
~Szłam do szkoły. Obok mnie dreptała Laura. Trzymała mnie mocno za rękę, jakby bała się ją puścić. W końcu musiała. A to 'w końcu' nadeszło wraz z momentem, kiedy znalazłyśmy się przed drzwiami do jej klasy.
-Laura, możesz mnie puścić?- spytałam ją. Pokręciła przecząco swoją maleńką główką.- Czego ty się boisz?- myślałam, że ogólnie zmian. Po przeprowadzce, od razu trafiłyśmy tutaj. To dobra szkoła, tylko, że nikogo nie znałam. Ona miała łatwiej. Była w pierwszej klasie, czyli dopiero poznawała kolegów i przyjaciół.
Jej wielkie, brązowe oczy skierowały się w stronę podłogi.
-Rossa...- wyszeptała.
-A kto to Ross?- chciałam wiedzieć, nie mając pojęcia o co chodzi mojej młodszej siostrzyczce. Pierwsze o czym pomyślałam, to że młoda się zakochała! Ale co ja mogłam wiedzieć? Byłam dopiero w piątej klasie. Chociaż byłam od Laury starsza o trzy lata, a ona chodziła do pierwszej klasy, poszłam do szkoły rok wcześniej. Byłam po prostu geniuszem! Watro też dodać, że byłam bardzo skromna...
-On jest głupi i nie lubię go- wytłumaczyłam mi siostrzyczka.
-Czemu tak uważasz?
-Bo on mi zabiera moje kredki i je psuje, i się ze mnie śmieje, i mówi wszystkim, że jestem głupia, i żeby nikt się ze mną nie kolegował- odpowiedziała Lura.
-Naprawdę?- spytałam.- Wiesz... nie masz się czego bać. Jak jeszcze raz tak powie albo ci coś zniszczy, to mi powiedz, dobra?
-Dobrze...~
Po szkole odebrałam siostrę, a ta powiedziała mi, że ten Ross znów ją zaczepiał. Chciałam jej pomóc, dlatego następnego dnia powiedziałam mu żeby przestał dręczyć Laurę. Nie zdawałam sobie sprawy, że mu wtedy groziłam. Przepraszam bardzo, miałam wtedy dziesięć lat. Okazało się, że i Ross ma starszego brata. Chodziłam z nim do klasy. Nie był to kto inny jak Riker. W końcu dążę do opowieści z nim w roli głównej. A stało się to parę dni po tym jak porozmawiałam sobie z Rossem.
Siedziałam wtedy w stołówce. W zasadzie to czekałam w kolejce po lunch. Wybrałam sobie jakiś gulasz z kawałkami kurczaka i w sosie pomidorowym. Trochę dziwny, ale bardziej apetyczny niż konina, uchodząca z mięso z bydła.
~Wzięłam jedzenia i odeszłam z kolejki. Zaczęłam się rozglądać za wolnym stolikiem. Był jeden, na drugim końcu sali. Musiałam się do niego przedostać przez rzędy porozrzucanych plecaków, przy wszystkich innych stolikach. Gdy byłam już tuż tuż, na wypatrzonym miejscu rozsiadła się grupka osób z mojej klasy. Rozpoznawałam niektórych. Szczególnie wysokiego blondyna, który nazywał się Riker Lynch. Była jeszcze Jessica o rudych lokach i taki ciemnoskóry chłopiec, którego imienia nie pamiętałam. Reszty po prostu nie kojarzyłam. W końcu do był mój czwarty czy piąty dzień w tej szkole.
-Ja chciałam tu usiąść- powiedziałam do nich. Usłyszeli mnie i odwrócili się.
-Czy ty nie jesteś przypadkiem z nami w klasie? Ta nowa?- spytała mnie Jessica. Przytaknęłam.- O! To siadaj!- poklepała miejsce obok siebie. Uśmiechnęłam się lekko i przycupnęłam na ławeczce.
-Jak się nazywasz?- teraz pytanie zadał murzyn.
-Jestem Vanessa. Vanessa Marano- przedstawiłam się, a Riker usłyszawszy to, zakrztusił się swoim lunchem.
-Marano?- powtórzył z lekką wściekłością.- To ty nękasz mojego brata!
Otworzyłam szeroko oczy.
-Ja nikogo nie nękam!- sprzeciwiłam się.
-Tak?! A mały Ross. Ross Lynch? Kojarzysz?!
Nie spodziewałam się, że to jego brat. Chciała się wytłumaczyć i powiedzieć jak to było naprawdę. Ale nie zdążyłam, ponieważ zostałam oblana- z góry do dołu- moim gulaszem. A kto go na mnie wylał? A Riker...
-I co jak się teraz czujesz?- spytał mnie.- Lepiej stąd spadaj! Wyglądasz jak biedak. Patrzcie wszyscy! Patrzcie! Marano nie potrafi jeść normalnie lunchu! Patrzcie wszyscy na nią!- nakazał całej stołówce, a uczniowie wykonali jego polecenia.- I co?! Ty uważasz, że jesteś mądra! Patrzcie, no patrzcie!~
Taka sytuacja, to najbardziej upokarzająca rzecz w życiu piątoklasistki. Ale to był dopiero początek. Pan Lynch postanowił zrujnować mi opinię na wszystkie możliwe sposoby. Przez niego zostałam nawet cofnięta jako, iż dyrektor uznał, że jestem na poziomie intelektualnym moich rówieśników. Tak naprawdę to przez Rikera. Wcale nie straciłam mojej wiedzy i szybkiego łapania nowych wiadomości. On tylko doprowadził mnie do takiego stanu, iż zostałam za taką postrzegana. A Laura? Ona miała to samo z tym gówniarzem Rossem. Ehh.. szkoda gadać...
-Dlaczego ja tu spałam?- zadałam wreszcie pierwsze pytanie. Coraz mniej mi się to wszystko podobało, bo po przypomnieniu sobie tego wszystkiego, doszłam do wniosku, że Riker mógł dopuścić się tego czego się w tej chwili bałam. Blondyn nawlekł na siebie białą koszulkę i usiadł przy mnie.
-Bo nikt inny nie mógł cię wczoraj uspokoić. Najpierw zaniosłem cię do Rydel, ale ona nie mogła nad tobą zapanować, więc postanowiłem cię popilnować u mnie- wytłumaczył mi.
Popilnował mnie? Tak z własnej woli?
-Czyli co dokładnie?- może zapodał jakąś gadkę o pilnowaniu, ale życie nauczyło mnie, żeby nie ufać temu kolesiowi.
-Wymusiłem na tobie, żebyś się położyła do łóżka, a potem sam spałem na fotelu, żeby cię ewentualnie ratować- odpowiedział.
-Ratować?
-Kiedy dużo wypijesz, puszczasz bardzo kolorowe pawie. Prawie cała tęcza- zaśmiał się.- Jadłaś wczoraj na obiad paluszki rybne?
Musiałam mu uwierzyć. Skoro wiedział co jadłam na obiad... Poza tym dopiero teraz się zorientowałam, że mam na sobie moją piżamkę, w którą wczoraj wlazłam. Geniusz! Ale coś mi tu dalej nie grało.
-Czy ja coś przegapiłam?- spytałam.
-Słucham?- zdziwił się blondyn.- Co byś miała przegapić?
-Czyli co? Tak nagle zamierzasz być dla mnie miły?...Przegapiłam coś?- po raz kolejny zadałam pytanie.
Nie doczekałam się odpowiedzi. Nie chciał mi odpowiedzieć? Co jest z tym kolesiem nie tak?
Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do drzwi od wejścia do pokoju. Sięgnęłam za klamkę, gdy usłyszałam głos blondyna.
-Vanessa poczekaj- nakazał mi. Chociaż w sumie to proszącym tonem.
-Stoję i czekam... na wyjaśnienia- rzekłam, odwracając się do niego przodem.
Wstał, podszedł do mnie i ni stąd, ni zowąd, tak bezceremonialnie, tak po prostu mnie pocałował.
~*~
Więc? Co myślicie? Wiem, że rozdział tylko o Vanessie i Rikerze (ewentualnie jest mowa o Laurze i Rossie, ale...). Potrzebowałam tego. No, że do bloga :) Mam nadzieję, że się nie gniewacie?