piątek, 25 kwietnia 2014

7."I do not want an apology. They already don't fix it. After what you said I felt worse than ever. Like useless junk. Outcast of society or a mistake. I would not wish this even for the enemy. So thanks, but apologys can't repair anything. You can go now."


Z punktu widzenia Vanessy

  Było źle... Bardzo źle. Laura nie odzywała się do nikogo już od dwóch dni. Zadzwoniłam do Rydel, wszystko mi wytłumaczyła. Nie rozumiałam tylko czemu moja siostra aż tak to przeżywała. Ale to tylko ona mogła wyjawić. Tylko jak to z niej wyciągnąć, kiedy siedzi zamknięta w pokoju? 
  Nastał sobotni ranek. Dość deszczowa pogoda. Taka pasująca do naszych humorów. Po obudzeniu zeszłam na dół żeby zjeść śniadanie. Zrobiłam tylko sobie, bo Laura i tak by nie zjadła. Postawiłam na proste 'danie'- kanapki z serem, polane ketchupem. Mmm... Najzwyczajniejsze, ale jakie pyszne! 
  Moimi planami na dziś była rozmowa z młodszą, jednak chyba skończy się na złożeniu niemiłej wizyty Rossowi. Wow! Nazwałam go po imieniu... Dziwne.
Strój Van
  Po zjedzeniu, wróciłam do pokoju żeby się ubrać. Położywszy się na łóżku, zaczęłam czytać książkę, dopóki nie wbiłam sobie do głowy, że w tym czasie nie mam na to akurat nerwów. Odłożyłam ją na półkę i tym razem wsadziłam sobie słuchawki w uszy. Na mojej mp3 można było znaleźć każdy rodzaj muzyki. W tej chwili włączyłam sobie metal. Uspokajał mnie. To dziwnie brzmi, dlatego sprostuję o co mi chodzi: metal pomagał się wyładować mojej złości, nawet nie drgnąwszy palcem. Właśnie po to mi wszystkie rodzaje muzyki. Każdy jest na inną okazję, w zależności od panującej sytuacji.
  Podczas uspokajania się, próbowałam się skupić na tym, co zrobić z Laurą. Przecież nie może siedzieć całe życie w pokoju i użalać się nad tym, że ktoś ją powyzywał. No dobra.. jest nad czym się użalać, ale kurde- te słowa wypadły z ust najdurniejszej osoby na świecie, której ona sama nienawidzi. Czemu się tym przejmować tak bardzo? 

  Wyłączyłam muzykę i wstałam. Zeszłam na dół, zmierzyłam drzwi do garażu wzrokiem, po chwili ich użyłam. 
  Jechałam moim kochanym, czarnym autkiem przez ulice L.A. Zatrzymałam się przy domu niejakiego znajomego mi zespołu. Trzasnęłam drzwiami od samochodu, żeby parę sekund później walić w wejściowe. Otworzyłam mi Rydel.
  -Van? Cześć, co tutaj robisz?- blondyna zdziwiła się na mój widok. Nie spodziewała się mnie dziś zobaczyć. Tak po prawdzie ja również.
  -Miałam ochotę nawrzeszczeć na twojego brata, ale jakoś mi odeszła ochota- dziewczyna zaprosiła mnie ruchem ręki, więc weszłam w głąb domu.- Głupio się czuję, bo kompletnie nie wiem co zrobić z Laurą- wyznałam, a Delly zrozumiale przytaknęła głową.
  -Chcesz coś do picia, jedzenia?- zaproponowała jak dobry gospodarz.
  -Wodę, jeśli można- poprosiłam. Rydel zniknęła w kuchni. Dokładnie w tym samym momencie do kuchni zawitał jej 'uroczy' młodszy braciszek. Na jego widok znów zaczęłam się gotować. On chyba też nie był w dobrym humorze, zobaczywszy mnie w swoim salonie. Stanął jak pacan na środku pokoju, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Spuściłam głowę w dół.- Przyjechałam się na ciebie wydrzeć- powiedziałam, ponownie patrząc mu w oczy.- Ale w drodze tutaj straciłam na to ochotę. Teraz jestem zwyczajnie wściekła... Jak można być takim idiotą jak ty, Ross? 
  -Przepraszam?- uraził się blondyn.
  -Ależ proszę! Spędzasz sobie wesolutko czas w domu, jak gdyby nigdy nic, podczas kiedy moja siostra zamknęła się w pokoju i nie chce z nikim gadać. Wiem, że się nie lubicie, ale żeby tak mówić o kimś jak ty mówiłeś o niej.. Równie dobrze mogłeś jej splunąć w twarz.
  -Nie wiedziałem, że to słyszy- chłopak najwyraźniej próbował się bronić.
  -Słyszała, czy nie słyszała, co za różnica?! Wyzywałeś ją!
  -Ona mnie też wyzywała!
  -Ale ona zna umiar!
  -Zauważyłem- prychnął Ross.
  -O dziewczynach się po prostu niektórych rzeczy nie mówi. Szczególnie jak się ich nie zna...
  -Chodziłem z nią do podstawówki. Teraz z nią gram w serialu. 
  -I co z tego? Nie znasz jej osobowości. Nie wiesz kiedy zgrywa kogoś kim nie jest. Kiedy próbuje być twardą... Laura to delikatna osoba. A twoje słowa zadziałały na nią jakby były jej laleczką voodoo- po wypowiedzeniu ostatnich słów, wyszłam z domu.

Z punktu widzenia narratora

  Ross stał na środku salonu, a ostatnia wypowiedź Vanessy wciąż leciała mu w głowie. Jakby ktoś na okrągło wciskał replay. W pewnym momencie stanęła przed nim zdezorientowana Rydel ze szklanką wody w ręce.
  -Gdzie Van?- spytała. Nie uzyskała jednak odpowiedzi.

Z punktu widzenia Vanessy

  Wróciłam do domu. Pierwszą rzeczą, którą chciałam zrobić, to odwiedzić Laurę. W połowie schodów wróciłam się na dół, żeby wyjąć lody z zamrażarki. Tak przygotowana, zapukałam do pokoju siostry. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z drugiej strony, szarpnęłam za klamkę.
  -Marano?- spytałam cicho po wejściu do sypialni siostry. Leżała na łóżku, przykryta kołdrą. Utkwiła we mnie swoje brązowe oczęta.- Przyniosłam lody- z lekkim uśmiechem podniosłam do góry opakowanie zimnej przekąski i dwie łyżki. Zero reakcji.- Oj, no weź...- podeszłam do brunetki i usiadłam na jej łóżku.- Wiem, że zwykle się jej je po zerwaniu z chłopakiem, ale u nas nigdy nie było takiej sytuacji, więc... Zjemy teraz. Ooo! Jest uśmiech, jest uśmiech- ucieszyłam się, zobaczywszy, że kąciki ust Laury nieco się podwyższyły. Młodsza przewróciła oczami.- Oooo... I jest cała Laura!- zaśmiałam się.
  -Dobra, przestań gadać i daj lody- popędziła mnie brunetka. Zachichotałam i podałam jej upragnioną przekąskę. Zaczęła łapczywie jeść.
  -Słuchaj... Czy jest sens żebym pytała cię o tą całą aferę?- zapytałam, patrząc jak połyka kolejną łyżkę lodów. Na to odłożyła zmrożoną słodycz i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
  -Wiesz ja...- zaczęła, ale przerwał nam dzwonek do drzwi. 
  Do jasnej cholery czy naprawdę ten ktoś nie mógł poczekać?! Poza tym po gówno teraz ktoś do nas przychodzi (trochę od czapy, ale trzeba wyładować złość)! Jeśli to ciotka Polly, to ją normalnie uduszę!

 Z punktu widzenia Laury

  Siedziałam i patrzyłam jak Vanessa robi się czerwona niczym burak. Już widziałam jej reakcję jakby otworzyła drzwi. Nie ma mowy! To ja musiałam to zrobić.
  Wstałam powoli z łóżka i zeszłam na dół. Podeszłam do frontowego wejścia u otworzyłam je. Ale zaraz chciałam zamknąć. Nie pozwolił mi na to.
  -Spadaj stąd, dobra? Nie mam ochoty gadać z nikim, a z tobą szczególnie- rzuciłam sucho.
  -Chciałem tylko przeprosić, ale...
  -Nie rozśmieszaj mnie Lynch- przerwałam mu z kpiną.- Nie chcę przeprosin. One nic już nie naprawią. Po tym co wtedy powiedziałeś, poczułam się, ładne mówiąc, do dupy. Jak bezużyteczny śmieć, wyrzutek społeczeństwa lub zwykła pomyłka. Czegoś takiego nie powiedziałabym nawet wrogowi. Nawet tobie... Więc nie przepraszaj, bo nic nie wskórasz- tu znów chciałam zamknąć drzwi i byłam już nawet w połowie, gdy postanowiłam coś jeszcze dodać.- I wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Bo tak, jasne, też bym się dziwiła Vanessie, Raini czy Rydel, że dziwią się czemu zachowuję się jakby mi rodzice umarli albo jakbym miała pierwsze poważne złamanie serca. Ale ja mam do tego prawo, bo... na myśl, że będę musiała spędzać z tobą publicznie czas i do tego udawać przyjaciółkę... po tym co powiedziałeś?... A jeśli okaże się, że to ja będę musiała zostać twoją "dziewczyną"?... Wyobraź sobie Ro.. Lynch, że musisz udawać, że chodzisz z kimś kto powiedział ci coś takiego. Postaw się na moim miejscu... A teraz.. Idź sobie- zamknęłam drzwi. Szkoda tylko, że widział jak ryczę podczas moich wyznań. Chociaż... sama nie wiem.
~*~
Jakie wyznania na koniec! Ta adrenalina! Heheszki XD Mam nadzieję, że miło się czytało :) 

niedziela, 20 kwietnia 2014

6."Wait. Because I'm confused ... So now I have to pretend that my enemy is my sympathy and best friend is my enemy? Great! Just waiting for it!"


Z punktu widzenia Rydel

  Siedziałam na górze przed komputerem, ale w pewnej chwili czegoś mi zabrakło.
  -Telefon- szepnęłam do siebie. Moja komórka została w salonie, dlatego postanowiłam po nią zejść. Spotkała mnie tak miła- a przynajmniej tak myślę- niespodzianka. Ross siedział na kanapie i pogrążony patrzył w ekran mojego telefonu. Sądząc po piskach, krzykach i głośnej muzyce w tle był to wczoraj nakręcony filmik. Brat tak się wciągnął, że nie zauważył, iż weszłam do pokoju. Obeszłam go i stanęłam za nim. Nachyliłam się nad jego głową, żeby sama pooglądać. Wtedy dostrzegłam kolejną rzecz. Młody patrzył się na jedną osobę. Na Laurę. Czy mnie to dziwi? Hmm... Nie. Uważam, że między nienawiścią, a miłością jest cieniutka linia. Zachichotałam.
  -Podoba ci się, co?- spytałam blondyna, aż podskoczył.
  -Co? Emm... Aaa.. Ja tylko... Ten, bo ja.. Aaa..- coś tam bełkotał, ale nie potrafił z tego złożyć pełnego zdania. Z mojego gardła ponownie dobył się śmiech.
  Usłyszałam dźwięk SMS-a. Nie należał do mojego telefonu.
  -Ross, dostałeś wiadomość- powiedziałam bratu, widząc, że on nie reaguje. Blondyn wyjął komórkę z kieszeni i odczytał tekst.
  -Mam włączyć siódemkę. Maia prosi..- mruknął i zrobił nakazaną czynność. Patrzyliśmy chwilkę na ekran, aż nasze twarze zaczęły wyglądać identycznie- zmarszczone czoła, opuszczone brwi, usta ściśnięte w wąską linię, a oczy biegające po całym telewizorze, nie wiedząc, na którym fragmencie się zatrzymać.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Z punktu widzenia Laury

  Nie mogłam uwierzyć! Po prostu nie mogłam! To co leciało mi teraz przed oczami, było nierealne. Nie mogło być. Nie mogło się zdarzyć. Vanessa pierwsza otrząsnęła się z transu- nie dziwię jej się, bo ona nie ma z tym nic wspólnego.
  -Tak mi przykro- szepnęła w moją stronę. Do oczu napłynęły mi łzy. To był zdecydowanie najgorszy dzień w moim życiu.
  Nie było czasu do stracenia. Wyjęłam komórkę i wysłałam wiadomość do Rydel. Szybko dostałam odpowiedź. Wystarczyło jeszcze poinformować Maię.
  -Chodź Van. Nie wierzę, że to mówię, ale musimy pojechać do Rossa- wstałam i pociągnęłam siostrę w stronę garażu. Bez wahania wyjechałyśmy na drogę. Ustawiłam na GPS-e adres zamieszkania, który dostałam od Delly. Dotarcie na zajęło dużo czasu. Wyskoczyłam z auta i dobiegłam do drzwi. Z nerwów zaczęłam molestować dzwonek, aż Vanessa musiała mnie uspokoić.
  Otworzył nam zdziwiony... ktoś tam. Ale nie przejęłam się nim i od razu weszłam w głąb domu. Moje oczy w końcu napotkały Rydel, Rossa i obecną już Maię.
  -O co chodzi?- spytałam.- Bo ja nie rozumiem co się właśnie stało....
  -W takim razie może byś...- zaczął Ross, ale chyba uznał, że dogryzanie mi nic nie da w tej chwili. Zdaje mi się, że pierwszy raz w życiu zastanowił się nad słowami. Pomyślał! Wow! Szkoda tylko, że musi się źle dziać, aby zmądrzał... No, jako tako.
  -Zaczęło się rano- Maia przerwała ciszę.- Producent 'Teen Beach Movie' chciał rozmawiać i ze mną i z Rossem. Przyjechaliśmy do niego, a ten dał nam jakieś świstki do podpisania. Ross podpisał... Ja nie... Nie robię takich rzeczy bez konsultacji z prawnikiem. I chyba dobrze by się skończyło... gdyby żadne z nas tego nie podpisało- Australijka zerknęła na osiemnastoletniego blondyna.
  -Dzięki Ross- warknęłam na chłopaka.
  -O co ci chodzi?!- ten zerwał się z kanapy.
  -O to, że hmm... no nie wiem. Jesteś totalnym idiotą!- wyrzuciłam z siebie.
  -Ja?!
  -Tak ty! Gdybyś miał trochę mózgu tam w środku, to może zrobiłbyś to co Maia! A teraz przez twoją lekkomyślność cierpimy wszyscy troje!
  -Ej, uspokój się panienko, dobra? To wcale ni..
  -Panienko?!- przerwałam mu.- Kretynie, wchodzi na to, że będę musiała teraz udawać mojego największego wroga za sympatię, a przyjaciółkę za największego wroga! Świetnie! Tylko na to czekałam!- do oczu zaczęły mi nalatywać łzy. Normalnie starałabym się je jakoś zakryć, ale teraz to olałam. Nie powstrzymałabym już ich. A przynajmniej ten jełop widzi, że wreszcie kogoś skrzywdził. I to tak porządnie. Ciekawa jestem tylko czy w jakikolwiek sposób się tym przeją.
~*~*~*~*~*~
  'Młody gwiazdor- aktor, piosenkarz i tancerz wreszcie się przyznał, że ma już na oku tę jedyną. Fani zachodzą o głowę, która jest tą szczęściarą. Brane pod uwagę są dwie piękne dziewczyny- Maia Mitchell i Laura Marano. Z obiema Ross współpracował na planie. Z obiema się przyjaźni. Do której poczuł coś więcej? W różnych publicznych miejscach zbierają się fani Raury i Rai, żeby prowadzić zacięte kłótnie na temat nowej miłości. Jak myślicie, którzy mają rację? Może sławny blondyn się niedługo przyzna?' - te słowa, wypowiedziane przez tą pieprzoną prezenterkę ciągle chodziły mi po głowie. Wreszcie się ich pozbyłam, ale razem z tym otworzyłam oczy. Znajdowałam się w obcym pomieszczeniu. Uspokoiłam się jednak, zobaczywszy Vanessę obok siebie.
  -Co się stało?- spytałam ją słabym głosem.
  -Zemdlałaś. Chyba ze stresu- wytłumaczyła mi.- Dobrze się teraz czujesz?
  Zmarszczyłam brwi i niepewnie przytaknęłam.
  -Gdzie jesteśmy?- zadałam kolejne pytanie.
  -W salonie... U Rydel w domu. Byłaś tu już. Pamiętasz?- w głosie siostry usłyszałam niepokój.
  -T..tak- zawahałam się. Powili przeniosłam się do pozycji siedzącej. Teraz zauważyłam więcej osób w około. Ross siedział na krześle na przeciwko kanapy (na której ja spoczywałam), Rocky przysnął na fotelu obok, Ratliff tak samo, Maia mieściła się na sofie wraz ze mną i Van, a Riker zerwał się ze schodów, żeby pomóc Rydel, która niosła tackę z pełnymi czegoś kubkami w naszą stronę. Niedługo później popijałam gorącą herbatę. Była przepyszna!
  -Chcecie czegoś jeszcze?- spytała Delly, rozdawszy każdemu po napitku.
  -Bigosu!- wymyślił Ratliff. Hmm... Sądziłam, że śpi.- Nie, żartuję. Nie potrafiłabyś go zrobić- dodał szybko, na co blondyna tylko przewróciła oczami.
  -Zakład? Dostaniesz swój bigos.. Jutro na obiad!- powiedziała i zauważyłam lekkie uśmiechy na twarzach wszystkich chłopców. Nawet Rocky'ego, choć myślałam, że on też śpi.
  -O co chodzi?- skierowałam pytanie do blond koleżanki.
  -Rydel dostała kolejne wyzwanie. Musi je spełnić, tak już ma...- odpowiedział Ross. 
  Wow! Czy Ross Lynch we własnej osobie właśnie udzielił mi odpowiedzi, bez krztyny sarkazmu, pogardy czy wyższości. Kurczę, przeżyłam szok, co dałam po sobie poznać, podnosząc pytająco lewą brew i wybałuszając oczy.
  -Co?- zdziwił się blondyn.- Może się okazać, że ty zostaniesz moją "dziewczyną", więc...
  -Nie zamierzam takową zostać- przerwałam mu szybko.- Mnie wystarczy, że muszę się z tobą "przyjaźnić"- prychnęłam, pokazując palcami cudzysłów.
  -Chciałem być tylko miły...- mrukną Ross.
  -Miły?- zaśmiałam się. Teraz mój ton przybrał barwę sarkastyczną.- Ty nie potrafisz być miły, Lynch. Nie myślisz o nikim prócz siebie. Pomiatałeś mną od pierwszej podstawówki. A czemu? Bo uważałeś się za kogoś lepszego! Zawsze patrzyłeś na mnie, jakbym była śmieciem lub dzieckiem pękniętego kondomu czy czegoś! Jak gdyby nikt mnie nie kochał, a za to wszyscy cieszyli by się gdyby mnie nie było! Tylko przed kamerami grałeś mojego "przyjaciela", a tak to uważałeś mnie za wroga! A tera zachciało ci się być miłym? Nie rozśmieszaj mnie nawet... Van- zwróciłam się do mojej siostry.- Chodźmy już. Nie chcę już zabierać szanownemu Lynchowi jego cennego powietrza.
  Starsza posłusznie wstała. Najpierw pożegnałyśmy się z Maią i Rydel, dziękując tej drugiej przy okazji za gościnę, a następnie opuściłyśmy dom. W drodze do auta przypomniałam sobie, że przyszłam tu z telefonem. Niechętnie zostałam zmuszona do powrotu po niego. Cicho uchyliłam otwarte drzwi. Nie śmiałam jednak wejść, przez to, że właśnie byłam głównym tematem rozmowy rodzeństwa Lynch.
  -Słyszałaś co gadała, Delly! Więc wytłumacz mi czemu się z nią w ogóle przyjaźnisz, bo niezbyt rozumiem!- usłyszałam głos Rossa.
  -Bo ją znam!- teraz krzyknęła Rydel.
  -To dlaczego tak zareagowałaś, usłyszawszy jak się wydarła na Rossa?! Miałaś oczy jak dwa wielkie talerze!- Riker stanął po stronie brata.
  -Faktycznie, może nie zdawałam sobie sprawy, że Laura ma takie wyskoki, ale wiem czemu chcia...- blondynie, która opanowała już swój ton głosu, przerwał młodszy brat.
  -Nie chcę żebyś się z nią przyjaźniła! Nie chcę! Nie chcę!
  -Słuchaj Ross, nie zachowuj się jak..- Maia włączyła się do konwersacji, chyba w mojej obronie, jednak natychmiast jej przerwano.
  -Nie, nie będę słuchał! Teraz wy słuchajcie! Marano to najgorsza osoba na świecie! I ma rację! Uważam ją za zwykłego śmiecia! Bo ta dziewczyna... To chyba nawet nie jest dziewczyna! To osoba irracjonalna, bezczelna i nie powinno jej tu być!- ciągnął Ross.
  -Musiała przyjść, kiedy dowiedziała się, że to co powiedzieli w telewizji...
  -Nie Maia. W ogóle nie powinno jej być na świecie! Mówi, że nie mam uczuć i że się wywyższam?! Jej się nie da inaczej traktować! To zwykła szmata!- wydarł się na całe gardło.
  Już od połowy tego co usłyszałam miałam łzy w oczach. Ale dopiero teraz polały się strumieniami. Chciałam jak najszybciej stąd odejść i już się nawet odwróciłam, gdy znów przypomniałam sobie o telefonie. Weszłam do środka. Nie próbowałam ukryć zaczerwienionych oczu ani mokrych policzków. Nawet nie próbowałam zatrzymać lekkiego szlochu. Po prostu weszłam do salonu i wzięłam komórkę, która na szczęście leżała na stoliku. Wiedziałam, że nie pozostałam zauważona, ale miałam to głęboko w poważaniu. Zanim skierowałam się do wyjścia, zauważyłam smutny wzrok Rydel, współczujący Mai i zszokowane twarze blond-Lynchów. Wyszłam i szybko wsiadłam do auta. I Vanessa zauważyła w jakim znajduję się stanie.
  -Jedź- nakazałam jej.
  -Laura...- zaczęła cicho.
  -Jedź!- powtórzyłam głośniej, przełykając słone łzy.
  Jak on mógł...?
~*~
Co myślicie o kłótni Rossa, Rydel i innych? Zaskoczyłam was może? Odp. w komach ;)

sobota, 5 kwietnia 2014

5."So... You think they are stupid? Well... I think they are my friends."


Z punktu widzenia Rossa

  Zasnąłem wczoraj, a raczej dzisiaj gdzieś o trzeciej w nocy. Natomiast zostałem obudzony o szóstej. Hmm... Fajnie- pomyślałem z przekąsem i przewróciłem oczami. Musiałem już wstawać, żeby pojechać na spotkanie z producentem 'Teen Beach Movie'. Czyżby  druga część? Zobaczymy.
  Wychyliłem się spod kołdry, myśląc i tym jak strasznie mi się nie chce wstawać. Trzeba było to jednak zrobić. Pozbierałem się, ubrałem i nim się obejrzałem, byłem już w samochodzie, w drodze do biura producenta, gdzie dojechałem jakąś godzinę potem (z przerwą na tankowanie i zakup kawy). Wysiadłem z samochodu i wszedłem do budynku, przed którym zaparkowałem. Podszedłem do sekretarki, żeby powiedzieć jej, iż jestem umówiony na spotkanie. Zaprowadziła mnie do odpowiedniego pokoju. Gdy tam wszedłem, mój wzrok padł na Maię.
  -Ooo, cześć- przywitałem się z nią, a następnie usiadłem obok.- Dzień dobry- skierowałem do producenta filmowego.
  -Dzień dobry- odpowiedział mężczyzna, a Maia w ramach przywitania, uśmiechnęła się do mnie ciepło.- Zaprosiłem was tutaj, żebyście mi podpisali takie umowy, w związku z filmem- to powiedziawszy, podał nam formularze.- Tylko proszę, szybko je podpiszcie.
  Zrobiłem to, co powiedział- podpisałem. Natomiast Maia podejrzanie spojrzała na formularz.
  -Amm... Ja tego nie podpiszę- odparła w końcu, co zdziwiło i mnie, i producenta.- Przepraszam, ale muszę to najpierw pokazać mojemu prawnikowi. Zawsze to robię. Nie to, że nie mam do pana zaufania czy coś, po prostu wolę być bezpieczna- dziewczyna sięgnęła po swoją kopię i wyszła, żegnając się wcześniej z nami. Popatrzyłem teraz na mój formularz. Może parę sekund temu popełniłem właśnie popełniłem błąd. Nim się obejrzałem, producent szybko zwinął mi spod nosa świstek, bojąc się chyba, że zamarzę podpis czy coś. Westchnąłem i również wyszedłem. W sumie to co by miało być takiego strasznego na tej kartce?
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Z punktu widzenia Rydel

  Wróciłam do domu gdzieś na dziesiątą. A szkoda... Zostałabym u sióstr Marano z wielką chęcią. W ogóle bym tam zamieszkała. Ale kiedy ma się dom pełen czterech braci i kumpla w komplecie, trzeba o niego dbać. Inaczej poszedłby z dymem.
  -Cześć braciszku- przywitałam się z Rikerem na wejściu.
  -Gdzie byłaś?- spytał starszy, choć przeczuwałam, że Ross zdążył już wypaplać (tak- Laura opowiedziała co się w nocy stało).
  -U przyjaciółek- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Co prawda nie wiem czy to już moje przyjaciółki, ale chciałam zobaczyć reakcję Rikera. Blondyn podniósł jedną brew i spojrzał na mnie z lekkim szokiem.
  -To już twoje przyjaciółki?- chciał wiedzieć.
  -Tak- rzekłam i poszłam do kuchni, ponieważ dosłownie umierałam z głodu.
  -Dziwne... Myślałem, że ich nie znosisz, tak jak reszta z nas. To jest trochę jak zdrada...-brat nie chciał odpuścić.
  -Wcale nie- zaprzeczyłam.- Riker, wiem, że nie przepadacie za obiema Marano. Ale jak Raini mnie wczoraj do nich zaciągnęła, to sobie uzmysłowiłam, że się myliłeś. I to bardzo. One są naprawdę fajnymi osobami. A te wszystkie bzdury, które słyszałam pod ich nazwiskiem w tym domu są wyssane z palca.
  -Zarzucasz mi kłamstwo?- zdaję mi się, że oburzyłam Rikera.
  -Nie. Mówię tylko, że pomyliłam się co do nich. Możecie sobie ich nienawidzić ile wlezie, ale ja chciałabym obie poznać jeszcze lepiej. Zrozum... Nie mam tu znajomych. Może jedną czy dwie znajome, z którymi się różnie to zbyt dużego stopnia lub widzę raz na pół roku. A Marano takie nie są. I uwa...
  Przerwałam na dźwięk otwieranych drzwi.
  -Cześć! Jestem już!- doszedł nas głos Rossa. Niedługo potem mogłam go też zobaczyć, gdyż postanowił zawitać do kuchni.- O Rydel. I jak tam wczoraj było?- spytał. Nie mogłam rozszyfrować jakie uczucia się w nim akurat przelewały.
  -Eee... Idealnie!- uśmiechnęłam się, a brat szybko na mnie spojrzał i zmarszczył czoło.
  -Co?
  -No wiesz... Wpadłam przypadkiem, ale nie pożałowałam. Za to ty chyba tak- lekko zachichotałam.
  -Czyli Marano się wygadała, tak?- spytał z błędnym uśmieszkiem i ironią w głosie. Powoli przytaknęłam. Ross zmierzył najpierw mnie, a potem Rikera wzrokiem, po czym wybiegł z kuchni.
  -O co chodzi?- najstarszy nie krył zdziwienia.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Z punktu widzenia Vanessy

  Leżałam sobie na łóżku, ewidentnie się opierdzielając po ciężkim sprzątaniu domu. Bawiłam się komórką, to jest przeglądałam nasze sweet focie z wczoraj. Pamiętam żebym była lekko podpita, ale na pewno się nie opiłam. Tylko czemu w takim razie nie przypominam sobie żadnych z tych zdjęć? Eh! Durne wino zmęczenie! W pewnym momencie przyszedł do mnie SMS od Mai.

*Włącz siódemkę. Chyba lepiej żeby Laura też to widziała. Przepraszam...*- to głosiła treść wiadomości. Nie było jednak czasu nad zastanawianie się nad tym. Musiałam zobaczyć o co chodzi.
  -Marano złaź na dół. Leci coś ważnego!- zawołałam siostrę, zbiegając do salonu. Usłyszałam i jej kroki. Dotarła do pokoju w chwili, w której włączyłam TV na siódmym programie. Momentalnie opadła mi szczena. Ale Laura... Ona to dopiero przeżyła szok.
~*~
Wasza reakcja??? Jak myślicie, co tak zdziwiło siostry Marano? Odpowiedź w komentarzach ;)