Z punktu widzenia Laury
-Wysiadamy- powiedziała do mnie Van, kiedy zajechałyśmy na podjazd Lynchów. Zamrugałam parokrotnie i wyszłam z auta.- Zamknij tą buzię, bo zaraz ci coś do niej wpadnie- poprosiła.
-Już chyba wpadło- odparłam, robiąc zniesmaczoną minę.
-Wow! Odzyskałaś mowę!
-Riker cię pocałował?!- wreszcie to z siebie wydusiłam.- Ale jak? Kiedy? Gdzie? Znaczy gdzie to wiem, bo gdzie ty go ostatnio widziałaś jak nie tu?- wskazałam na dom. Tu się z nim pocałowała. Cholera! Pacnęłam się w czoło.- Przepraszam...- powiedziałam siostrze.- Za to, że nas w to wciągnęłam. Przecież mogłyśmy pomieszkać w hotelu do czasu, kiedy ciotka u nas będzie. Po prostu myślałam, że będziemy się fajnie bawić z Delly, ale teraz chyba z nią porozmawiam i powiem, że...
-Nie- przerwała mi Vanessa.- To moja wina. Nie powiedziałam ci o tej całej akcji. Poza tym już obiecałyśmy Rydel, że przyjedziemy.
-Na pewno?- dopytałam.
-Tak.
Wyjęłyśmy walizki z bagażnika i ruszyłyśmy do drzwi, w które natychmiast zapukałyśmy. Otworzył nam Riker.
-Ooo... cześć- przywitał nas. Tak naprawdę to chyba tylko Vanessę, bo to na nią się cały czas gapił. Ciekawe jak głupio się musiała czuć. Ciekawe jak on się czuł... Wiedział, że przyjedziemy? Chciał nam otworzyć drzwi? Po jego minie wywnioskowałam, że było mu trochę niezręcznie. Nie dziwię się!
-Cześć- powiedziała krótko Van.- My do Rydel- sprostowała.
-No tak- potrząsną głową.- Delly!- krzykną w głąb domu.- A.. wchodźcie- zaprosił nas do środka.
-Ty! Jaka kultura- szepnęłam siostrze na ucho, gdy już znajdowałyśmy się w przedsionku. Zachichotała cicho.
-Cześć!- przywitała się Rydel, zauważywszy nas.
-Hej- odpowiedziałam.- I na wstępie jeszcze raz dziękujemy. Nasza ciocia jest... inna- westchnęłam.
-Taa- zgodziła się ze mną Van.
Co by dużo mówić... Zostałyśmy zaprowadzone przez Rydel do jej pokoju, w którym miałyśmy obecnie nocować i "rozpakowałyśmy się" tam. Użyłam cudzysłowiu, ponieważ tak naprawdę walnęłyśmy walizki na bok i w zasadzie to tyle. Była piąta nad ranem, nie chciało nam się już nic robić! Spać też dlatego zeszłyśmy na dół, gdzie zaskoczył nas widok wszystkich chłopców. Najbardziej zdziwiona była Rydel.
-Co wy tutaj?.. Ale jak?... Dajcie mi komputer- nakazała... chyba nam wszystkim.
-Po co?- zdziwił się Rocky.
-Bo muszę ogłosić całemu światu, że nadarzył się już ósmy cód- wyjaśniła.
-Kurde Delly, ty to powinnaś zostać tosterem. Bo strzelasz tak suchymi sucharami, że ty się tylko na tostera nadajesz- powiedział jej Ratliff.
-Tak, tak kochanie- odpowiedziała ironicznie.- Ale naprawdę.. Widzieć was tu wszystkich razem. O tej porze.. Co się stało?
-Z twojego pokoju dochodziły okropne hałasy- wytłumaczył Rocky.
-Kurde co wyście mi zrobili?!- wybuchnął nagle Ross, po dłuższym wpatrywaniu się we mnie i w Vanessę.
-Ej, ogar stary- uspokajał go starszy szatyn.
-Rocky idioto, wy mi coś zrobiliście. Czy ja nieświadomie jarałem, czy żeście mnie opili?
-Ross, czy ty się dobrze czujesz?- spytał go przerażony Riker.
-No właśnie nie! Jest na tyle strasznie, że aż widzę obydwie Marano w moim salonie!- powiedział załamany.
-Ała- udałam ból. W zasadzie to powiedziałam to sztywno i z sarkazmem.- Pomimo, że cię nie lubię, to zabolało- dodałam identycznym tonem.
-Ty to byś nie mógł być tosterem- Ratliff położył mu rękę na ramieniu.- Suchary ci nie wychodzą.
-Tak? No to patrz na Marano- wskazał na mnie.- Co jest zielone i ma kółka?- spytał mnie. Nie! Kurwa, nie! Nienawidzę jego żartów. Generalnie dlatego, że mnie rozwalają.
-Auto?- spytałam, udając zażenowanie. Tak naprawdę próbowałam wzbudzić w sobie smutek, złość czy jakąś inną negatywne uczucie, bo wiedziałam, że jak usłyszę odpowiedź to się zacznę śmiać.
-Nie. Ogórek. A o kółkach to zmyśliłem- odpowiedział mi.
Laura uspokój się! Coś smutnego, coś smutnego... Usypianie zwierząt, głód, to że muszę pracować z Lynchem...
Niestety... nie udało mi się. Wybuchnęłam głośnym śmiechem.
-Widzisz?- spytał Lynch Ellingtona, wskazując na mnie.
-Nie.. Ona się nie liczy- zaprzeczył Riker.
-Bo?
-Bo.. to Marano- wytłumaczył.
Z punktu widzenia Vanessy
-Słucham?- wzburzyłam się, usłyszawszy odpowiedź Rikera.- Że niby Marano, to gorsze? Znów wracamy to tej codziennej rutyny, która towarzyszyła od podstawówki? Znów się będziecie wywyższać i puszyć? Wiesz... miałam nadzieję, że chociaż teraz będzie inaczej i postaramy się ze sobą dogadać, skoro mamy tu chwilę pomieszkać..
-Co?- zdziwił się Ross.
-Zamknij się, teraz ja mówię- nakazałam mu.- Więc taką właśnie miałam nadzieję. Ale wygląda na to, że będę musiała siedzieć z Laurą cały czas w pokoju Rydel, bo chyba nikt oprócz Delly nas tu nie akceptuje..
-Ej! Przec..- wtrącił Ratliff, ale uciszyłam go ruchem ręki.
Chwyciłam (opanowaną już) siostrę za rękę i ruszyłam w stronę schodów na górę. Tuż przed nimi się jeszcze na chwilę odwróciłam.
-I...- zawahałam się, nie będąc pewną czy to powiedzieć. W końcu się przełamałam.- Wydaje mi się, że dziewczyn nie całuje się bez powodu. Więc nie rozumiem czemu ty mnie pocałowałeś Riker skoro uważasz mnie za 'tylko Marano'.
~*~
Tam-tam-tam-tam! Nowy rozdział, ciąg dalszy tej mojej historii. Jest mega króciutki, ale szybko wstawię nexta ;) Piszcie komentarze- ostatnio dostałam ich aż 5 chyba. Nowy rekord. Oby tak dalej xD
Zajebisty ! Dawaj nexta.!
OdpowiedzUsuńuuu Van na koncu dowaliła :p hahahah bosz.... z tym ogorkiem to mnie rozwaliło xd
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam no-ordinary-love-raura-story.blogspot.com
Mnie jeszcze toster xd
UsuńGenialny rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Super!
OdpowiedzUsuńA Koniec mój ulubiony :-)
Dawaj szybko next!!!!!
No i zabiłaś Rikera xdd dawaj nextaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam na nexta i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńraura-hate.blogspot.com